środa, 17 września 2014

Manko , czyli niedostyt rzeczy mniej waznych

A teraz przyznam sie bez bicie - post lezal juz jakis czas w wersjach roboczych . Brakowalo tylko zdjec. Tylko.... latwo powiedziec . Nawet na to czasu nie mam. Wiec puszczam post prawie bez zdjec - a niech tam . A jak juz dojde do siebie to nie bede pisac nic tylko powstanie post z samymi zdjeciami . Obiecuje . Ale to juz po dwudziestym . No a teraz prosze.....


Mam manko w pisaniu , manko w spaniu , manko w opowiadaniu , manko w sprzataniu , manko w koszeniu trawy , manko w dbaniu o siebie , w prasowaniu ............ jest tego troche. Ah no i manko w odpoczywaniu :-(, bo pomimo , ze  wrocilam z wakacji to ostatnio ciagle jestem zmeczona. Ale to minie . Nie mam tylko manka w czytaniu, bo od ostatnich tutaj bytnosci przeczytalam wszystkie dostepne w jezyku polskim ksiazki Åsy Larsson , Åsy Lantz , dwie ostatnie ksiazki Jø Nesbo . Nie mam tez manka w sadzeniu krzewow w moim ogrodzie ........ale po woli, po kolei .

Bo jak to OTTO spiewal ,, ...wakacje .... znow beda wakacje....  '' czekalam na ten dzien jak wariatka. A ze w tzw. miedzyczasie zrobily sie i u nas tropikalne upaly to czekanie to bylo wprost nie do zniesienia. Slonce palilo , pracowac sie nie chcialo . Coz , taka kolej rzeczy . Korzystalam wiec z kazdej okazji , zeby podsmazyc swoje cialo i przygotowac je na chorwackie promienie . Szlo mi calkiem niezle, bo Tomek powiedzial ,, to po co my mamy jechac do Chorwacji, skoro ty juz taka brazowa jestes '' . Chyba chcial zaoszczedzic hehe , ale sie nie dalam . Lezalam tak na tarasie i ukladalam plan na wyjazd, szykowalam liste zakupow w Polsce i czytalam jak glupia. Do swojego warsztaciku zagladalam tylko od czasu do czasu , bo malowac po prostu mi sie nie chcialo . Ale w jakis magiczny sposob powstala szafka telefoniczna, jaka zapewne kazdy z nas mial w domu w latach siedemdziesiatych . Jakaz ja jestem szczera - nie chcialo mi sie , ale taka jest prawda. Wlokl sie za mna jakis len, nie wiem sama czemu . Bogu dzieki , ze byly upaly , to trawa malo rosla i kosic jej trzeba nie bylo . Usychala na naszch oczach i nawet podlewanie nic nie dawalo. Ta nasza ziemia na kamieniach jak przeschnie to za pieruna wody nie wchlania. Plynie toto po niej jak po foli , i tyle. Wiec dalismy sobie spokoj . Mamy teraz czarne plamy i juz .

W ostatnim tygodniu przed wyjazdem bylam tak podekscytowana jak jakas dziewica. Jakkbym to ja nigdy w Cro nie byla . Ale ten wyjazd mial byc wyjatkowy . Mielismy wreszcie dotrzec na Peljesac i to z naszymi przyjaciolmi . Sami ,, starzy '' , zadnych dzieciakow , laba , luz , wino i spiew . I kurka wodna tak wlasnie bylo . Najpierw kilka dni na pomorzu , male zakupy , pakowanie i ..... nadejszla ta wielkopomna chwila - wyjazd . Przed nami bylo dwa tys km . Start mielismy niezly - bo juz po przejechaniu 20 km na obwodnicy trojmiasta stanelismy w korku i tak tkwilismy dwie godziny . szacuneczek dla panow poliscjantow , ze nie przyslo im do glowy  zeby scholowac samochodzik na lewy pas :-( . Potem poszlo juz gladko - A1 , slask , winietki , Czechy , Austria , Slowenia ....non stop jazda , bo sie wymienialismy. No i dopadlo nas w Sloweni . Tomek juz usypial , jechal na czuja ( tak mowil , no i ze malo pamietal ostatnie km ) , wiec Gonia wsiadla jako kierowca . I tak sobie siedziala, od czasu do czasu wrzucajac na jedynke ;-( wrrr . Tomek obudzil sie po dwoch godziach prawie i pyta , ile juz przejechalismy -  my na to , ze niecale trzy km !!!!!!! Wpadl w szal ? Nie skadze, po prostu zapytal ile do granicy i czemu nie szukamy alternatywnej drogi i innej granicy ???? O my dupki wolowe , pomyslalam. Mie wiem czemu . I nie wiem , dlaczego szlag nas nie trafil jak jeden gosc objechal sobie koreczek przez stacje benzynowa, wpasowal sie przed nas i powiedzial mile ,, sorrryyyy ''. Oj, tego juz mielismy dosc . Krotki czeking mapy ( starego atlasu ponad 10 letniego wrrrr ) , nastepny zjazd i chyc na inna granice, bo okazalo sie ze ten korek ma prawie 80 km . No to w takim tepie to my tu cale dwa tygodnie spedzimy , zamiast na Peljesacu .

I tu nas spotkala niespodzianka , bo chociaz Slowenia w Uni jest to i tak bez kontroli paszportowej i otwierania samochodu sie nie obylo . Coz , taki to ich urok tych Slowencow . Potem poszlo gladko , ale nie zadlugo . Bo juz w okolach Zagrzebia obie drogi sie zeszly i dojechali Ci z korka ze Sloweni . Szlo jak po grudzie, wiec zaraz za pierwszymi bramkami na autosradzie ostro zjechalismy na stacje beznynowa i rozbilismy oboz na trawniku . A co :-) . Polskie ogorki malosolne, ktore Gosia zakisila za piec dwunasta , kanapki ze sznycelkiem i blogie lenistwo . Nogi mialysmy spuchniete jak balony , a przed nami setki km drogi . Gdy ruszylismy w miare uplywu czasu i zjadrow na prawo i lewo autostrada pustoszala. Zastanawialam sie , czy na Peljesac tylko my jedziemy ????? Wszak , ze to koniec swiata , ale ...... . Prowadzilam ja , wiec za duzo sie nie rozgladalam . Pozatym znalam trase az do Splitu , ale Piotr strzelal foty ile sie dalo .

Gnalismy na zlamanie karku , bo chcielismy zdazyc na przedostatni prom . Byla tez alternatywa - jak nie zdazymy to jedziemy przez Bosnie . No ale znowu granica, znowu trzepanie , strata czasu..... . tak wiec gnalam i gnalam i nikogo za kierownice wpuscic nie chcialam . W Ploce bylismy 45 min przed odplynieciem . No to zadowoleni z siebie bylismy co niemiara, nawet czasu na foty starczylo. No bo przeciez pierwsze palmy ukazaly sie naszym oczetom :-P . Prom jak prom , pol godziny i bylismy w Trpanj . Fajna , mala , przytulna miescinka z chyba najlepsza pizza jaka jedlismy na polwyspie . Ciagle ja wspominamy . Bo nie tylko wlosi potrafia ja wypiekac , chorwaci tez sa w tym dobrzy . Jeszcze kupilismy pierwszy chlebek i po pietnastu minutach ukazal sie naszym oczom wyczekiwany , uteskniony , wysniony Dingac Borak . Podaje nazwe tej miejscowosci z wielka doza niepewnosci - czy powinnam . Powinnam wrecz napisac , ze jesli ktos dotrze do tunelu , a za nim zobaczy drogowskaz - nigdy .... przenigdy .... absolutnie nie wolno mu skrecac w lewo !!!! Najlepiej niech zawroci i pojedzie gdzies indziej . To raj , raj na ziemi . Wiocha nieziemska , na ktorej konczy sie droga , dalej juz nie ma nic . Miejsce dla takich nudziarzy jak my -  tylko wino , cykady , wyjace nocami i podchodzace pod dom kojoty , dwie konoby z najlepszymi kalmarami na swiecie . Zyc nie umierac . No i dlatego nie chcialo mi sie wracac do tej mojej Norwegi . Mieszkalismy nad samym morzem , obok plarzy . Z domku byly schodki wprost na prywatna plazyczke , z ktorej mielismy zejscie do wody . Jardan - cieplutki , jak nigdy . chociaz czasami po poludniu fale byly jak na Havajach . I tu powinnam skonczyc i zatopic sie we wspomnieniach .





Minelo ponad pol godziny , moge pojsc dalej . Planow jako takich nie bylo, byl tylko Dubrovnik . i jako ze dnia czwartego miala byc pogoda w tzw. kratke - troche deszczu, troche chmur - postanowilismy wybrac sie na wycieczke. Troche ponad 100 km , to w koncu nie tak daleko . Wyjechalismy raniutko, ale w polowie drogi wpadlismy w korek , ktory dzieki Bogu rozladowala policja puszczajac nas gorska drozyna posrod winnic i laskow . Dubrownik - co tu gadac - piekny, dostojny . Chociaz oboje z Tomkiem stwirdzilismy , ze bardziej klimatyczny jest Split . Coz ilu ludzi tyle opini. Po wiecej info mozna przeczytac w wikipedia .

Caly Peljesac jest bardzo ciekawy . Miasteczko Ston posiada taki ,, europejski - chinski '' mur . Nie bede sie o tym rozpisywac , zapytajcie doktora google . W okolicy sa hodowle ostryg . No i winnice.....winnice......oj, chyba sie zapedzilam. Tak , Dingac , Plavac to najpopularniejsze wina z tego regionu . Dingac byl dla mnie na ostry , za mocny w smaku , ale Plavac i Mali Plavac - w nich sie chyba zakochalam. I nie tylko ja . Biegalismy do sasiadow z trzy litrowa banka, ktora codziennie nam napelnial . Nie liczylam ile tego wina przelalismy , ale bylo tego troche . Idac dalej - Korcula - oj, bardzo podobna do Splitu  - to taki Dubrownik w miniaturze . Ciasne uliczki , mnostwo sklepikow rekodzielniczych . No moglabym tam zamieszkac . Chyba skoncze z tymi opisami , zdjecia zrobia za mnie reszte - tylko w nastepnym poscie .

Fakt faktem , ze wyjezdzac nam sie nie chialo . I wiem jedno , za rok tam wracamy - bo nawet wentylator u wlascicieli apartamentu juz zostawilismy . Bywalismy juz w Chorwacji . Zachwycilam sie kilkoma miejscami , ale tam na Peljesacu znalazlam raj , raj na ziemi . Chociaz nie wiem, czy kazdemu by sie tam podobalo, bo to jednak nadal taki zapomniany kawalek Chorwacji. W wielu mijescach czas jakby sie zatrzymal na latach 60tych , jest mnostwo opuszczonych budynkow , czasami troche smieci , ale .............. dla mnie jest bomba . No i nie ma tych gwarow , jak nad polskim morzem czy innych duzych kurortach . Chociaz moja kochana siostrzyczka byla tez w Chorwacji kolo Zadaru i tez twierdzi , ze byla w raju . A ja mysle, ze kazdy z nas ma taki swoj raj gdzies na ziemi . Ba.... nawet kilka takich rai - rajow - czy jak to sie zwie . Bo ja czasami tez mowie , ze tu w Norge mam tez ten swoj raj na ziemi :-)

W drodze powrotnej z Polski do domu male zakupy - 20 krzakow aroni . Tak, wiem ze to zabronione przewozic do Norwegi krzewy z ziemia, ale tyle pisza o nas Polakach - przemystnikach ze postanowilam wiecej nie cierpiec za niewinnosc i tez cos przemycilam. A co .-) A ze ja dusza niespokojna jestem , to odpoczac Tomkowi dalam tylko dwa dni i od poniedzialku zaczelo sie kopanie i sadzenie . A ze ziemia norweska lekka nie jest , to potrzebny byl poltorametrowy lom o wadze 10 kg albo i wiecej . I wiecie co - i tak sie wykrzywil . Fakt faktem , ze aronie mialy rosnac rowniutko ale wyszlo jak zawsze - ze rosna w miejscu gdzie sie dalo wykopac dolek . Cale szczescie , ze nie mam w okolicy wscibskiego sasiada, ktory juz czeka z pytaniem ,, a dlaczego tak nierowno ????? '' . I oto wualla foty - jak to Tomek mowi dumny ze swojego nowego telefonu - w jakosci HD :-) - ale na to poczekac bedzie trzeba ;-P

Dobra , zanudzamy dalej . Lato sie konczy , a ja wciaz lapie ostatnie promienie slonca , chocby na stopach . Sofa z palet bardzo nam sie przydala w tym roku, bo lato mielismy juz od maja to trzeba bylo gdzies zlec nasze grzeszne ciala na sieste . tomek niejednokrotnie pochrapywal sobie wygodnie na tarasowej sofce popoludniami . I wciaz tam polegujemy poczytujach gazetki czy ksiazke. Ale to chyba ostatnie dni , kiedy mozemy z niej korzystac , bo jest coraz chlodniej. Pozatym popaduje non stop i latamy z tymi poduchami do domu i z domu . Co do promykow slonca , to Tomek przezywa powolne tracenie opalenizny jak przyslowioa mrowka okres . Jeczy , ze blednie i co on bidulek ma na to poradzic . Juz planuje kolejne wakacje hehe. Ale fakt faktem opalenizna zaczyna sie luszczyc . Szukam w sieci jak ja zatrzymac , ale to chyba niemozliwe . Smarujemy sie czym sie da, ale i tak sie luszczy . W Polsce pewnie zaczelabym chodzic na solarium, ale tutaj ??? Jak pomysle o lezeniu pod lampami piecdziesiatkami !!! ( dacie wiare ??? ) przez przynajmniej pol godziny to juz mam dosc . tak , tutaj sa inne przepisy i niedopuszczaja do powstawania raka skory. Wiec mamy tylko same przestarzale urzadzenia , na ktorych od lezenia dupa boli . Pol godziny minimum, zeby cos tam wzielo ??? Masakra . Ale znam takie psychopatki, ktore leza na nich caly rok na okraglo . Mozna ? Mozna , a co .

Boszeeee , moglabym tak dzisiaj pisac i pisac, tyle sie dzialo . Ale chyba juz skoncze . Oj , nie. Jeszcze jedno . W tym tygodniu odbedzie sie u nas Gjenbrukmesse na corocznym Fårefestival na kroty zjezdzaja sie ludziska z calej Norwegi . To taki festival  , cos na podobienstwo naszych dozynek tylko ze u nas swietujemy zarzynanie jagniatek i zajadanie sie swietna jagniecina .Podczas wlasnie tego festivalu odbedzie sie wystawa , na ktorej ludzie moga sie dowiedziec ze rozne rzeczy mozna wykorzystac ponownie . I jako , ze juz mnostwo ludzi wie , ze przerabiam meble i rozne inne takie zostalam zaproszona . Bede miala swoje stoisko , na ktorym bede mogla pokazac / sprzedawac swoje przerobione klamoty . Uzbieralo sie tego ostatnio troche. Chce tez zabrac ze soba troche niegotowych rzeczy i je tam dokonczyc - taki maly pokazik . Malowanie , przecieranie , woskowanie , moze jakies napisy .... Zobaczymy co z tego sie wykluje . Zrobili nawet ze mna krotki filmik . I wlasnie z tego powodu nie spie, denerwuje sie i cale dnie spedzam na przerabianiu na nowe .  A teraz koniec i basta . Bo przyznam sie bez bicia , ze po raz kolejny sklecam posta w przerwach w pracy juz od trzech dni . Mam tylko nadziej, ze rektor w szkole nie kontroluje naszego dostepu do sieci i nie sledzi czasu spedzonego na necie. Ja chyba juz wariuje, od tego czytania kryminalow hehe .

A jutro ............... jutro jade na biopsje....kolejna. Znowu cos znalezli w ilosci trzy sztuki . Trzymajcie kciuki :-)

Ania