czwartek, 17 kwietnia 2014

O tym , ze w Wielkanoc niekoniecznie musi byc tylko swiatecznie

Ogladam blogi wszedzie swiatecznie, jajkowo, galazkowo , zolto i zielono . Tylko nie u mnie. I nie mam na razie zamiaru tego zmieniac , chociaz w domu atmosfera iscie Wielkanocna. Ciasta popieczone, miesiwa rozniaste takze . Okna pomyte , za oknem padal dopiero co snieg . Tak widac , ze to Wielkanoc .Mozna siadac i swietowac . I o dziwo wielu ludzi tylko z tym faktem kojazy te dni . Tak wielu zapomina o prawdziwym przezywaniu tych swiat . Dla wielu to tylko pretekst do spotkan, do obzarstwa i pijanstwa . Tak wielu zapomina o Bogu . O tym w co wierzy . A ja wierze , wierze w Boga i wcale sie tego nie wstydze . Bo doswiadczylam Jego milosci niejednokrotnie i wierze , ze to On wlasnie tak prowadzi moim zyciem - ze chce mi sie zyc !!! Pamietam, jak bylam nastolatka, jak ze zgroza myslalam o tym, ze musze w te dni wciaz chodzic do Kosciola i wystawac na Mszy wachajac zewszad dochodzace mnie zapachy wyperfumowanych panius . Te wszystkie zapachy laczyly sie w jeden smrodek od ktorego robilo mi sie niedobrze . Pamietam, jak probowalam wymigac sie od niewstania i niepojscia na rezurekcje wielkanocna o 6 rano . To bylo cos strasznego w tamtych - mlodzienczych - czasach . A teraz ?? Teraz oddalabym wszystko za mozliwosc przezywania tego czasu z bliskimi, za mozliwosc spedzenia tego czasu w Kosciele na rozpamietywaniu tamtych dni , dni na ktorcyh pamiatke obchodzimy swieto . Ale najblizszy Kosciol katolicki w Drammen, albo Hønefoss - jakby nie liczyl to minimum 100 km . Coz , w koncu wybralam taki los , wiec musze uszanowac to zycie . Ale w sobote pojedziemy ze swieconkiem. I juz .

Zeby nie bylo , ze tylko o swietach  to mala odskocznia do mojej pracowni . Wyszlo z tamtad ostatnio kilka fajnych rzeczy , chociaz dziesiatki czeka nadal na swoja kolej . Bedzie o komodzie, ktora to rok temu probowala nam udowodnic, ze nie jest komoda a zaczarowana w ten mebel fordanserka ze zdolnosciami szybowania w powietrzu . Po posklejaniu, pozbijaniu i przemalowaniu wyszla cudna komodka , ktora stanie w pokoju goscinnym , w dopiero co budowanym domu Karoliny i Larsa w Leira . Byc moze podczas odwiedzin bedziemy mieli mozliwosc sypiania obok niej. Lubie , kiedy mebel ma swoja historie. A co dopiero, gdy moglam takze swoja historie na nim naznaczyc . Eh , poplatane to zycie, ale gdyby takie nie bylo - wialoby nuda, oj wialo .









Po raz pierwszy do patynowania uzylam bejcy . Efekt wspanialy, a jaka oszczednosc . Zybym goloslowna nie byla, oraz nieposadzona o zbieranie tematow na nastepny post - pozwole sobie wrzucic od razu wszystkie gotowe juz mebelki . Wualllla :-) Slagbenk - po polsku lawa do siedzenia. Przyznam sie bez bicia - miala byc do naszego przedpokoju . Pomimo , ze jest juz od poczatku urzadzony , to jak to juz u nas kobiet bywa - znudzil mi sie wystroj . Mialam nim zastapic szafke na buty , a do kompletu zmalowalam sobie konsolke pod lustro. Taki sobie komplecik . Ale ja - jak to ja, najpierw musze sie pochwalic tym co zrobie. No i na efekt dlugo nie musialam czekac . Z pamietnika facebookowicza :
13/04/2014 23:23
Vita do mnie ,, Er du hjemme i morgen ? Har tenkt meg til deg med en vannine i morgen '' ( juz spalam ;-( ale odpowiadam )
13/04/2014 23:25
Ja ,, Er hjemme etter 16.00 ''
13/04/2014 23:32
Vita ,, Kommer :-) ''
Nie powiem, mialam problem z ponownym usnieciem . Po jakiego grzyba przyjezdza, nic nie mowi ...hm... . Byla punkt szesnasta . Wpadla od razu na dol , i wola od progu , ze ta lawka i konsola juz sa jej . Ale nie zabierze ich od razu , bo aneks na hytte jeszcze nie gotowy , niech postaja te mebelki u nas do maja - jesli mozna. Zglupialam calkowicie , bo ona od jakiegos czasu sama przerabiala mebelki . Nawet jeden sekretarzyk zrobila moja metoda. Nie powiem, zla na nia bylam, ale szybko mi przeszlo . Tym wieksze bylo moje zdziwienie, ze chce kupic moje mebelki . Tak wiec stoja u mnie nadal ale patrze juz na nie nie z taka miloscia jak wczesniej . No i nowy problem, bo trzeba kolejny slagbenk znalezc .







A teraz , jak to na czas do swietowania przystalo wolam Tomka z dolu - bo oczywiscie cos tam sobie dlubie - na kawke . jest pietnasta , my juz po obiedzie - wiec czemu nie . Podejzewam , ba nawet wiem , ze ukroimy swierzego ciasta . Bo ciasto do kawy musi byc .

Milego popoludnia i nie narobcie sie po pachy . Bo zaraz bedzie po swietach , a bol w plecach pozostanie .
Ania

niedziela, 13 kwietnia 2014

O tym , ze pisac kazdy moze , a takze nowe poczynania

Ksiazki zajmuja w moim zyciu wazne miejsce. Jeszcze bedac nastolatka nie zwracalam uwagi na to co czytam, po prostu czytalam. Pamietam , jak moja babcia obdarowala mnie ksiazka ,, Piec lat kacetu '' a potem  ,, Boso , ale w ostrogach '' Grzesiuka. Czytalam je z zapartym tchem nocami . I o ironio przez ,, Pana Tadeusza'' przejsc nie moglam. Zaczynalam go i zaczynalam .... i szlo jak po grudzie. Natomiast ,, Quo vadis '' czytalam bez przystanku, jednym tchem . Jedyna przerwe jaka robilam to wyjscie na siusiu , wlaczenie mojej lampki na ,, ala '' biureczku i jakas kanapke. Pamieam nawet jak wygladala moja lampka. Pamietam, bo wlasnie przechodzilam okres szydelkowania i drutowania. Zrobilam wtedy kilometrowego weza z roznych wloczek, wypchalam go wata i owinelam wokol nogi biurka , a potem przenioslam go na lampke . Zwisal dumnie tuz nad moja glowa. Milosc do ksiazek odziedziczylam chyba z genami po tacie, bo tylko Jego pamietam jak czytal. Sory mamus, ale twojego widoku z ksiazka w reku jakos sobie nie utrwalilam. Moze malas wtedy urwanie glowy z nasza trojka . Ksiazki w moim domu rodzinnym nie walaly sie tak, jak teraz w moim domu . Lezaly u rodzicow w sypialni, a reszta spoczywala sobie dumnie w tzw. schowku czyli spizarce na polpietrze . Pamietam, jak lubilam tam buszowac i wynajdywac stare ksiazki . Czesc nawet wykorzystalam do nauki, bo znalazlam tam podreczniki mojego ojca do nauki literatury. Bo przeciez wiadomosci na temat pisarzy raczej nigdy sie nie zdeaktualizuja . Za niejedno wypracowanie zostalam pochwalona, ale ja nie zdradzilam skad posiadalam wiedze .

I tak sobie cztalam i czytalam, az doszlam do momentu gdzie moje czytanie zaczelo przybierac dziwna forme. Bo oto zaczelam odkrywac ksiazki mniej lub bardziej interesujace. Autorow , za ktorymi wrecz przepadalam i - o zgrozo - nie moglam kupic polskiego przekladu . Bo akurat przetlumaczyli tylko jedna z jego ksiazek . Oraz autorow, ktorych po przeczytaniu jednej.... dwoch ... czasami trzech  - skreslalam bezpowrotnie . Tak , wiem - jestem nikim - zeby osadzac . Ale chyba  kazdy z nas ma prawo do krytyki oraz oceniania , przeciez nie mowie , ze od razu trzeba spalic ich na stosie . I choc czasami po przeczytaniu fragmentu czy tez recenzji mysle - OK to bedzie cos , to zdarza sie , ze po prostu sie myle .

Jakis czas temu, chyba bylo to w okolicach Bozego narodzenia wpadla mi w rece recenzja ksiazek Anny Ficner - Ogonowskiej . Pomyslalam - polska pisarka, mloda, prezna - czemu nie. Do tego taaaaakie recenzje ( Zmijewskiegi i Stenki ) . Kupilam jej trzy ksiazki ( Alibi na szczescie , Krok do szczescia i Zgoda na szczescie ). Trzy , pisane jedna po drugiej . Ci sami bohaterowie , te same miejsca .Czwartej jakos nie mialam odwagi kupic - byla , ze tak powiem ,, okazjonalna'' i ,, tematyczna '' , o Bozym Narodzeniu . Pomyslalam - najpierw zapoznam sie z tymi trzema pierwszymi ksiazkami a potem zadecydujemy . Pierwszy tytul przeczytalam - no nie powiem , ze z zapartym tchem, ale z zaciekawieniem . Ale z kolejnymi dwoma bylo juz trudniej. Autorce - tak mi sie  wydaje  - chyba zabraklo tematu do opisywania.....histori , ktora moglaby mnie urzec . Celowonie pisze ,, nas urzec  '' bo byc moze Ktos oszalal na punkcie tych ksiazek . Wkolko to samo, opisywane milionem przymionikow , ktore nie wnosza do ksiazki nic intersujacego . Pojawiaja sie faky nowe - jak ciaza, nowe wyzwania w pracy , ale .... . No ale przebrnelam, bo chcialam znac koniec . Chociaz kazda ma swoj ,, koniec '' . Tomek mowil - po prostu przeczytaj kilka ostatnich stron, po co sie katujesz . Ale nie, nie ja . Dalam rade i powiedzialam sobie - nigdy wiecej, szkoda mojego cennego czasu , ktory wydrapuje pazurami Orfeuszowi . Jesli w ten sposob urazilam autorke lub jej czytelnikow - z gory przepraszam. Ale to tylko moj subiektywny osad . Moze dlatego , ze nie lubie dluuuugich opisow ,, opisow '' , ktore tak naprawde w tej ksiazce sa dublowane co jakies 10 minut . Sama nie wiem. Chyba juz wole po raz kolejny przeczytac ,, Bar przy plazy '' Cate Mccabe i dobrze sie potem poczuc .

Obecnie zafascynowala mnie Åsa Larsson, dunska pisarka. Pochlaniam jej ksiazki jednym tchem . Pisze troche schematycznie, zreszta jak wielu Skandynawow  - czasy terazniejsze i powrot do przeszlosci. Ale tak umiejetnie to ze soba laczy , ze mrowie ,, przeklenstw '' w ksiazce tylko dodaje jej pikanteri, ale takiej w dobrym stylu . Ja moge polecic . Z czytym sumieniem .

A najnowszy nasz nabytek - ,, Dzieci z Bullerbyn '' Astrid Lingren . Starusie wydanie, wygrzebane w rodzinnym domu Tomaszka . To nasza , znaczy ,, z naszych czasow '' lektura obowiazkowa w klasie trzeciej . I tyle lat ma ta ksiazka. jest sfatygowana , ale zycie z niej nie uszlo :-)

Pozatym , czas feri nastal. Yipppi zaczelam cale 10cio dniowe leniuchowanie . Mam zamiar spac do ,, bolu '' czyli zapewne do siodmej.... moze osmej . Mam tylko nadzieje , ze pogoda nam dopisze , bo dzisiaj bylo 2 na minusie rano . Teraz swieci slonce , ale noce sa zimne . Wieje jakby sie ktos powiesil .

Moj Tomanio urodzil sie na Slasku . Wiec chyba kazdy wie , co najchetniej jadlby rodowity Slazak na niedzielny lobiod . Oczywiscie rolada slaska, kluski slaskie i modro kapusta. Powiem tylko jedno - teraz to juz moge polozyc kocyk na parapecie i wygladac przez okno , jak na slaska babe przystalo . Az mnie po raczkach calowal . Mysle , ze tesciowa bylaby ze mnie zadowolona :-)

I tyle gadania, teraz przechodzimy do czesci przyjemniejszej . Ukonczylam kilka mebelkow. Ale pokaze dzisiaj tylko jeden. Kredens . Dumnie powiedziane . Przywiezlismy go chyba dwa lata temu , z Oslo, od jednej znajomej . Byl pomalowany na szaro , ale nie wygladal zbyt dobrze . Pomyslalam - odswierze go tylko i bedzie OK . Postawimy go na dole, w goscinnej jadalni . I stal tak sobie , do momentu az doczekalismy sie szczeniakow . No i zaczelo sie. Najpierw Brenda kiedys przechodzac zawadzila jedne drzwiczki i odpadly . No a potem..... potem to ow kredens stal sie najlepszym schowkiem dla szczeniaczkow. Uwielbialy sie w nim chowac , ganiac po calym dole - no przeciez byly male :-D . Niesamowite jak wyglada dzisiaj .









Na reszte przyjdzie czas . Teraz ide poleniuchowac , a potem to sie zobaczy . Dzialka czeka. Podpalona zebrana trawa wlasnie konczy zywota . Reszte trzeba zebrac . Ale wiatr malo lba nie urwie . Pozatym musze przyciac troche krzewy . Duzo tego . Ale najpierw kawa , a potem obowiazki .

Milej niedzieli.
Ania

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

O tym , ze jak tak dalej bedzie to moje zdjecie beda pokazywac w Wikipedia

Kiedy pisze ten post jest sobota 5 kwietnia. Zaznaczam to szczegolnie , bo nie mam pojecia kiedy ten post ujrzy swiatlo dzienne ;-) . Tak , przyznaje sie - nie potrafie zrzucac zdjec z aparatu od kiedy mamy tego cholerenego Windowsa 8 . Moze to i latwe , ale jakos nigdy nie mialam czasu zeby sie przyjzec jak robi to Tomek . No a teraz kiedy on jest przez weekend w Norske Terapihundeskole z Brenda jestem jak kaleka . Wiec , jesli w Wilkipedia wpiszecie zwrot ,, zyciowa kaleka '' i wyskoczy Wam przy okazji moje zdjecie albo link do mojego bloga - to sie nie zdziwcie. Baaaa, moge pojawic sie tez pod innym haslem . Bo ciagle wierze , ze ludzie sa z gruntu w glebi serca dobrzy . I jestem w stanie wybaczac chyba wszystkim . No moze nie akurat zaraz ...natychmiast Putinowi wybacze , ale mija jakis czas ... kilka lat....cwiercwiecze a ja spotykam taka osobe i sobie mysle ,, oj , zaraz spojzy na mnie , spusci oczy , podejdzie i mnie przeprosi '' . Potem wsiadam do samochodu i mowie sama do siebie - na glos ( uwierzycie ?? ) - ,, ty idiotko ... skonczona idiotko .... czego oczekiwalas ???? '' . Tak wiec jesli wygooglujecie slowo ,, idiota '' to moge znowu wyskoczyc JA . W taki oto sposob postanowilam dostac sie do najwiekszej encyklopedi internetu . Dobry sposob , co ?

No a teraz juz serio . Wiem , bywam tu zadko , ale czas trzyma mnie na uwiezi . Ale jeszcze tylko tydzien i szkoly maja ferie Wielkanocne, czyli Påskeferie - no to i ja mam wolne. Uwierzycie - jakby policzyc od nastepnej soboty to cale 10 dni laby . Jøss :-D . Nie wyjezdzamy nigdzie , a przynajmniej na raze jest taki plan . Ale zapewne calkowicie leniuchowac nie bedziemy . I jakby tu ujac - na wiosne bardzo liczyc nie moge, bo tak dla przykladu dzisiaj - snieg z deszczem i nie wiem plakac czy smiac sie wypada . Ale nie - zima jako taka juz poszla w sina dal, przynajmniej u mnie w dolince. Chociaz po drugiej stronie rzeki , na polnocnym stoku gory wciaz snieg lezy . Ale wiosennie bywa zadko . W nocy nadal mroz . Nawet trawe nie moge wysiac . Na parapecie dumnie wzbijaja sie posiana salata , szczypiorek i buraczki . Bazylia nadal strajkuje, ale ona tak juz ma. Pomieszkuja sobie w moim niedokonczonym hobbyromie na parapecie. Czekam na cieplejsze dni , to przesadze je do skrzyni, ktora Tomek obiecal mi zbic z desek . Ale mysle , ze mam jeszcze troche czasu . Szklarenka zapewne przejdzie jako projekt na nastepny rok . Coz, wszystkiego miec nie mozna, bo zycie byloby za nudne .





Dol domu zaczyna przypominac wreszcie calkiem fajne pomieszczenie . Wszystko juz obite , pomalowalam kilka desek zainspirowana tapeta przypominajaca stare dechy . Teraz trzeba to wyszlifowac , pobejcowac , zamontowac narozniki , zafugowac podloge , kosmetyka.... . Duzo tego, co ? No i moze za tydzien , dwa bedzie gotowe . Heh , rzucaja sie w oczy czerwone porecze przy schodach . Jak je zobaczylam w calym domu kiedy bylismy go pierwszy raz ogladac , od razu pomyslalam o ludziach ktorzy tu mieszkali i co nimi kierowalo ???? Dziwny jest ten swiat . No ale oczywiscie , ze je przemaluje . Na bialo .





 A w tak zwanym miedzyczasie cos tam maluje u siebie . Jestem w trakcie odnawiania starej , debowej komodki . Nie jedno bidulka przezyla . W zeszlym roku , w maju jak mialam garasje salg - czyli wyprzedaz garazowa - mialam ja sprzedac . Stala sobie przed domem , na trawniku i jakos nowego nabywcy znalezc nie mogla. Nasz ukochany piesek byl caly dzien na linie - to cos rozwinietego pomiedzy naszym tarasem a drzewem, ktore stoi po srodku dzialki . Brenda moze w ten sposob przemierzac ogrod wszerz i wzdlurz ( tak kaza pisac - sprawdzilam w slowniku ) . No ale ze ona bardzo towarzyska jest i nie zna pojecia szybko - wolno - to wita sie z czlowiekami zawsze na swoj sposob . I tak bylo tym razem , zanim sie obejzelismy lina na ktorej uczepiona byla Brenda poderwala komodke na dwa metry w gore, komodka zrobila kilka obrotow w powietrzu i spadla na ziemie z wielkim hukiem . No i na nieszczescie nie byla juz w jednym kawalku ale w osmiu . Taka to oto historia .Zmalowalam tez slagbenk czyli tak po polsku lawe do siedzenia, co to ma w siedzisku schowek na buty for eksempel  . Ma stac w przedpokoju, ale wydaje mi sie ze jest za mala. Ano zobaczymy pozniej . Jestem tez w trakcie malowania konsoli . Byla wstretna czarno - brazowa , bardzo zniszczona, obdrapana , fuj . Zobaczymy co z niej wyjdzie.  Lista zyczen nie ma konca - stoja dwie debowe komody, starusie , przemalowane przez kogos na granatowo . Na razie nie mam na nie pomyslu , ale to najdzie mnie niespodziewanie . Stoja tez trzy czy nawet cztery stare okna. Mam zamiar wstawic zamiast szybek plyte drewniana i pomalowac ja farba kredowa czarna . Czekaja tez nogi od starej maszyny - bedzie z nich fajny stolik, tylko wciaz czekam na blat . Nawet nie pytajcie co stoi w kolejnych dwoch sypialniach - az boje sie tam robic zdjecia. W moim hobby pokoiku tylko baby i dziada brakuje, ale jakos sie tam odnajduje. Plisss, no comment ;-) .  Jutro mam zamiar pomalowac vindu utforing - czyli wewnetrzne czesci okien, czy tez parapet i futryny tak po naszemu . Mam calkiem grube sciany, wiec ,, parapet ,, wyszedl zaje...sty . Szeroki .Zaslony juz kupilam, karnisz tez , tylko potrzeba wykonczyc okno , zawiesic grzejnik, ktory juz dwa miesiace czeka w przedpokoju , zamontowac reszte kontaktow i heja - gotowe .
















W kolejce czekaja do wykonczenia lawa i stol  na taras . Ja juz sama nie wiem, czy ja mam cos z glowa, bo ciagle ,, cos '' . Ubzduralam soebie kiedys, chyba ze trzy lata temu, moze dawniej jak zobaczylam u znajomych na hytte ( czytaj : w domku wakacyjnym ) piekna lawe . Prosta z natury - jakies ksztaltowniki metalowe zespawane do kupy, na to stare dechy . I wsio . A kosztuje - bagatelka - najbidniej ponad 3 tysie koron . No matko kochana, ja na glowe nie upadlam - mysle sobie. A czas mijal, a jak bylam w meblowym z wizyta , to za kadym razem motyle w brzuchu mialam jak ja mijalam na wystawie. Ale od czego moja spokojna rozczochrana - no nie ;-) . Pracuje wszakrze w szkole , videregåendeskole  , no i mamy zdolnych chlopcow ksztalcacych sie na slusarzy , spawaczy . Jedno szepniecie w uszko do milego nauczyciela, ktory notabene jest ojcem kolezanki mojej ( calusy Astrid ) , kilka dni oczekiwania i wuallla mam zespawany szkelet . Teraz tylko Tomaszek mi to ladnie wygladzi, potraktuje salt syre czyli kwasem solnym - zeby wyszla piekna rdza. Potem to woda przemyje, pokryje woskiem , On nabije starusie deski  i bedzie lawa. A co :-) . Troche industri pojawi sie w moim krolestwie .

Przerwalam na chwile pisanie, bo nalewam sobie wody do wanny. Samotny wieczor, ful babelkow o niesamowitym zapachu - dzieki Aga za zajefajny plyn  - Tutti Frutti czy cos takiego, kupiony w Rossmanie . Polecam wszystkim. Zaraz wlacze moja ulubiona plyte, zabiore nowy numer  Bolig Pluss ze soba i pozwole sobie na blogie lenistwo.

Milego wieczoru . Ania

ps. tak wiem, jest poniedzialek . Zdjecia zrzucone ( dzieki Tomaszku ) , wiec post trafia na swoje zasluzone miejsce.