niedziela, 9 lutego 2014

Ludzie zwariowalam !!!!

Tak , wiem ze mowilam ze chce zyc na calego , ze chce czerpac zycie pelnymi garsciami . Ale ja - baba po czterdziestce i to grubo powinnam miec jakiekolwiek zachamowania . No i pomysl robienia wlasnego sera - tu , na wygnaniu ? Tu , gdzie sprzedaz niepasteryzowanego mleka przez chlopa malorolnego jest prawem zabroniona ??!!! U mnie wszak wszystko jest mozliwe. I nie wiem czy urokowi osobistemu mam to przypisac czy glupiemu szczesciu - ale udalo mi sie namowic jedna taka Siv , co to krowy ma za sciana i to z nimi pierwszymi codziennie gada. Dostalam swoje pierwsze 5 litrow mleka . Mleka , jakiego dotad nie pilam w zyciu bo i jak ?? Mleka pachnacego norweska laka ( chyba , bo to raczej taki maly smrodek byl ) , tlustego , gestego, ze smietanka na wierzchu .

Czy wiedzialam - raczej wiem co robie ?? Chyba...moze...byc moze...prawdopodobnie tak . Moja przygoda z twarogiem zaczela sie jak mialam kilka lat . Moja mama byla taka osoba , ktora lubila zrobic cos domowego ( ale mamo to bylo - tak, wiem... - bardzo dawno temu ) . Jak zostawalo mleka, a tato nie wypil akurat ukwaszonego - mama robila z niego twarozek , ktory my dzieciaki uwielbialismy . Czy to z miodem, czy z cukrem , czy konfiturami. Albo na slono - ze szczypiorkiem i rzodkiewka. Mama najpierw mleko podgrzewala , potem przelewala na male siteczko i odsaczala. Za kilka godzin twarozek byl gotowy . Potem to samo robilam i ja . Tylko z ta roznica , ze zdobycie mleka od ,, krowy '' bylo juz niezlym wyzwaniem. Bo albo trafilam na moment jak straz miejska akurat rozgonila babowinki , albo takowa ,, babowinka '' kupila mleko w kartonie, przelala do butelki po Coli i sprzedala mi jako to ,, prawdziwne '' od swojej krowy ze 100% zyskiem . No i masz babo placek .




A ze ja pasjonatka wszelakich wiejskich gazet w kazdym jezyku jakie wydaja jestem , a i programy TV o wsi swojskiej, dalekiej i pachnacej polykam partiami to nie boglo byc inaczej, zebym to ja sie na takiej wsi nie osiedlila . Chociaz teraz zapewne miszkancy mojej malutkiej miejscowosci zgotowaliby mi lincz gdyby to przeczytali - bo dla Nich tu gdzie mieszkam to jest små By , czyli male miasto bo sklep przeciez mamy i szkoly nawet dwie . Tak wiec od tego czytania i ogladania co mozna w wiejskim domku wymyslic i zrobic postanowilam powrot do zrodel czyli ,, zrobimy sobie ser '' . Co z tego wyniklo - ano juz objasniam .

Na sery juz dawno mialam zajawke , ba - ja , nawet Tomek . Stwierdzil , ze to przeciez nic skomplikowanego . No chyba. Tylko szkopul tkwi w tym , ze jesli chodzi o przygotowanie techniczne to nie mielismy zadnego . No chyba , ze posiadanie garnka z grubym dnem jest juz czyms wielkim . Pozatym podpuszczka - a skad ja ja mam tu niby wziac. Tak wiem, na allegro jest tegpo bez liku , ale tutaj ?? Postanowilam posluzyc sie sokiem z cytryny dodawanym do swiezego mleka . Drugim sposobem na serek bylo dodanie kultury bakteri z jogurtu naturalnego . Serki wyszly pyszne . Sladu juz po nich prawie nie ma .






Moja przygoda z gotowaniem to tez przygoda z odchudzaniem . Za punkt honoru przyjelam sobie, ze do wakacji zmieszcze sie w stary kostim . Ale po cholere w stary , jak i tak wiem ze kupie pewnie jakis nowy. No ale cel jest . Najwazniejsze . I tak od dwoch tygodni trwa moja zabawa , czy raczej walka z przyzwyczajeniami . Koniec z gotowaniem w kolko samych ,, dobrych '' dan. Koniec z pieczeniem . Koniec z podjadaniem i jedzeniem ,, na miescie '' . Przyznam sie bez bicia - wspomagam sie dieta w pudrze - zaminilam dwa posilki dziennie na to cholerstwo. Smak truskawkowy - niech to szlak trafi  - nie smakuje mi . Pije przez zacisniete zeby , ale bede to pic przez pierwsze 4 tygodnie. Potem jak waga zacznie juz sobie spadac , zaczne diete 1200calori . No i cwicze :-) z Chodakowska trzy razy w tygodniu, czasami 4 razy . Chodze na gore, wlaczam youtube i sie poce. Czasami zostaje godzine dluzej w szkole i tam na sali gimnastycznej cwiczymy razem z kolezanka, bo razem podjelysmy to wyzwanie. Czasu przede mna kupa, ale mam nadzieje ze nie skapituluje, bo Tomek ani mysli sie odchudzac . No i to gotowanie dla Niego jest juz dla mnie wyzwaniem. Bo akurat obiad czyli tutejszy middag jemy razem . Wiec gotuje - a raczej staram sie gotowac - mniej kalorycznie. Co z tego wychodzi - czas pokaze . I tak na oslode tej paskudnej diety zrobilismy sobie sushi . Nie jest za kaloryczne , wiec moje kubki smakowe mialy bal . A co tam :-)





Za oknem wali snieg , nie nadazamy z odsniezaniem . Dzisiaj zwalilismy snieg z tarasu , tyle - ze moznaby wielkie iglo zbudowac . Sasiad ma nas dzisiaj w nosie - tiaaa niedziela, to z domu mu sie wyjsc nie chce. A co z odsniezaniem ??? Traktor mu sie zepsul czy co ??? Dobrze , ze mamy swoja odsniezarke i w takich sytuacjach Tomek szaleje jak maly chlopiec . Wlsnie parzy kawe , to lece sie rozsiasc w fotelu . Gosia - zapytasz w jakim fotelu ? Oj padniesz , jak Ci opowiem . Wypije kawe i lece na gore spotkac sie z Chodakowska. To ze niedziela to nie znaczy ze mam miec wolne .

Milej niedzieli . Ania