To , ze mieszkamy na koncu swiata wiecie. To , ze rzadko ktokolwiek nas odwiedza - pewnie nie wiecie. I pomimo , ze z moich obliczen droga z Norwegi do Polski jest tej samej dlugosci co z Polski do Norwegi to tym mieszkajacym w Polsce wyliczenia wychodza calkiem inne . I tu uwaga do Malgosi , ktora zapewne bedzie czytac ten post - Gosiu , absolutnie , absolutnie nie o Was tu chodzi . Przeliczalam wszystko dokladnie kilka... ba .... kilkadziesiat razy i zawsze wychodzi mi to samo . Bo i cena i kilometry i czas na przejechanie . Oj, tu klamie - bo czas z Polski jest krotszy a i podroz tansza - bo samolotem. A my mamy psa - wiec podroz samolotem nie wchodzi w gre . Samochod....prom....samochod ..... dwa dni w jedna strone . Ale ilez bym tlumaczyla to i tak Ci w Polsce zawsze maja swoje zdanie. Czasami probuje byc ,,dobra ciocia z ameryki '' - chce kupic bilety.....etc - nic nie pomaga . Kilka dobrych lat slysze - slabe moim zdaniem - wymowki . Czy powinnam sie uodpornic i przestac pytac - kiedy przyjedziecie do nas ? Niech mi ktos powie - czy obowiazek odwiedzania rodziny ma ZAWSZE i tylko ZAWSZE ten , co to wyjechal ????? Ech.... trudne to zycie. Ale ktos kiedys madrze powiedzial - nie da sie miec wszystkiego . I chyba dlatego mamy naszych przyjaciol - nie wszystko , ale dla nas bardzo , ale to bardzo wiele .
Fakt , pucowalam dom jak wariatka. Poscieli to myslalam , ze mi zabraknie - bo ,, kupa '' przyjechali hehe . Ale takie odwiedziny to cos, po czym potem dojsc do siebie nie moge bardzo dlugo . Nie , nie od sprzatania - od tej pustki , co to po Nich zostaje , od ciszy co grzmi w uszach az boli . Jedni mowia, zeby przed odwiedzinami nie sprzatac , bo i tak nabalagania . Lepiej ,, po '' . Ale ja do tych nie naleze i latalam ze scierka jak szalona. Kompletowalam reczniki , dolewalam mydla do dozownikow , sprzatalam lazienki . A prysznicowa kabine to nawet na srodek lazienki wysunelam i pod spodem mylam. No chopla dostalam calkowitego . Niczym perfekcyjna pani domu :-) . I zeby tym co to czasami mnie czytaja , a i odwiedzic im sie raz od wielkiego dzwonu zdarza to wyjasnie od razu - na Wasz przyjazd tez tak sie przygotowuje :-) .
Zeby tego bylo malo , to jeszcze zaczelam zastanawiac sie - czym ja ich przyjme, no musi to byc cos norweskiego. Po dlugich rozmowach z moimi norweskimi kolezankami doszlam do wniosku , ze przyszedl czas na zrobienie po raz pierwszy Sylte . To cos w rodzaju polskiego salcesoniku , tylko to ani wygladem ani smakiem go nie przypomina. Na poczatku najwiekszym problemem wydawalo mi sie to - czym ja go docisne. Bo powinno sie uzyc specjalnej praski , a ja takowej nie posiadalam. Po krotkiej wymianie zdan z dziwczynami doszlam do wniosku ze :
1. albo docisne to cos kostka brukowa , ktora to zalega moje podworze . Owine ja w folie aluminiowa i wystaczy
2. albo skocze do salonu po jakies polano - moze sie nada
3. albo dopasuje ,, cos '' odpowiadajacego wielkosci foremki i postawie na wierzchu beczke z ukiszona kapusta
4. albo....albo....sama nie wiem juz co .
Typowe Sylte robione jest z miesa wieprzowego , ribbe - czyli boczku z zeberkami , nozek ..... Ale ile perfekre husmor tyle przepisow . Ja postanowilam swoje zrobic z ribbe i piersi indyka . Zabralam sie do tego na calego . Najpierw kilka razy obejzalam wszystko w necie , przygotowalam wszystko no i oczywiscie musialam cos zdizajnowac . No bo powiedzcie same - czy jest sens gotowac dobre miesko tylko w wodzie z mala iloscia przypraw ??? Dla mnie byloby to jawne marnotrastwo . Tak wiec dodalam wszystkie warzywa jakie dodaje do wywaru na zupe i miesko pyrkotalo sobie dwie i pol godziny ( zupe potem na tym wywarze ugotowalam ze palce lizac ) . Trzeba Wam wiedziec , ze produkujac ta oto wedlinke trzeba miec rece z azbestu . Bo po ugotowaniu kroi sie je na plastry jak jest takie wprost z wody u uklada w foremce tzw. keksowce jedne na drugich . No i przesypuje mieszanka przypraw zmieszanych z zelatyna na sypko . No i po krotce wytlumaczylam co i jak . Ja uzylam mieszanki :
1. galki muszkatalowej
2. majeranku
3. imbiru
4. tartych gozdzikow
5. pieprzu
6. ziela angielskiego
7. 1,5 lyzeczki zelatyny w proszku
I tak do wylozonej foremki folia aluminiowa ukladalam warstwy - najpierw tluszczyk , ale bez skorki i przesypywalam mieszanka . A takze polewalam odrobina wrzacego wywaru , zeby to jakos sie skleilo i utworzylo odrobine galaretki wokol . Calosc zawinelam folia szczelnie , a na wierzchu zaczelam z moimi eksperymentami ,, przyciskowymi '' . Koncem koncow na wierzchu postawilam wielki gar z bigosem , ktory wczesniej ugotowalam - bo i tak miesiwo musi stac 24 godziny w zimnym miejscu . A perspektywa wstawienia foremki z beczka kapusty na wierzchu do lodowki wydawala mi sie raczej malo mozliwa do zrealizowania .
Jako , ze zostalo mi ribbe - czyli fajniusiego boczusia postanowilam upiec kolejny norweski specjal - czyli Gløgg marinert ribbe . A po Polsku boczek marynowany w glogu . A ze glog posiadalam - jak kazdy , kto lubi popijac go w zimne zimowe wieczory , albo na pikniku na dworze - wykonanie owej wedlinki nie przyspozylo mi trudnosci . Przepis latwy, do wykonania dla kazdego . W garnuszku nastawiamy glog , dodajemy do niego lisc laurowy , ziele angielskie i mala cebulke pokrojona w kosteczke , tak samo pokrojona marcheweczke i seler . Gotujemy na malutkim ogniu przez 5 minut . Potem zalewamy ribbe goracym plynem i marynujemy godzine - dwie . Po umarynowaniu wstawiamy do pieca. I to cala filozofia . Wychodzi bosko dobry , lekko slodkawy i piekna skoreczka . Palce lizac .
A ze bylo mi wciaz malo , a piekarnik chodzil - nastawilam w tak zwanym miedzyczasie chlebek . Oczywiscie z przepisu Malgosi . I poszlo tasmowo .
Wedline mialam gotowa, chlebek tez - teraz czas przyszedl na cos slodkiego . Wyjelam wszystkie ksiazki jakie mialam , bo zadanie bylo na tyle trudne , ze Malgosia to mistrz w pieczeniu ciast i cala Reda u niej zamawia swoje wypieki :-) . Szukalam..... szukalam.... wybieralam , zeby w koncu uzmyslowic sobie , ze Verdens Beste czyli Kvæfjordkake bedzie najlepsze na te okazje . Fakt , ze okazalo sie , ze my - czyli cala dziewiecioosobowa ferajna potrafimy wtrachnac cale to ciasto na raz licytujac sie przy tym komu nalezy sie dokladka i powinnam upiec takie ze trzy - to juz inna para kaloszy . Ale jakos tego zdjecia to nie zrobilam - jak to mozliwe ???
A ze noc zdawala sie nigdy nie konczyc - tuz przed pierwsza nie wytrzymalam i zeszlam do spizarni po sylte . Minelo wszakze dopiero osiem godzin ale co mi tam. Jak mialo sie udac to sie udalo . I mialam racje :-)
No i przyjechali . Ale to co zobaczylam jak wjechali na podjazd zmrozilo mnie calkowicie. Stakkars goscie . To , ze sie zmieszcza u nas w aucie bylo mi wiadome od razu , ale to ze bedzie tam siedzialo 8 osob z kierowca plus bagarze - to ani przez minute i tym nie pomyslelismy . Niektorzy przez prawie 300km nie mieli jak sie rozebrac , niektorzy nogi przestawiali na komende - raz...dwa....trzy hop . Niektorzy jedyny widok jaki mieli przed oczami to swoj kask narciarski . Herregud tego nie przewidzielismy . Bylo pojechac z przyczepa . No ale juz po ptokach - jak to ja mowie . Dojechali szczesliwie to najwazniejsze .
Tydzien minal jak z bicza strzelil. Narty - Bogu dzieki za brak wypadkow . Spacery - Bogu dzieki za wspaniala pogode i mnostwo sniegu . Wieczorne gry - Rummikub podczas ktorego o maly wlos nie doszlo do czwartej wojny swiatowej ( Kuba Calm Down ..... ) . No i kalambury - po ktorych o maly wlos a bielizne musialabym zmieniac . No bo jak pokazac buszujacego w zbozu ?????? Tomek - jestes miszczu :-) . I tak lecialy minuty za minutami , Tequila Sunrise za Tequila ........ rozmowy przy kominku , wspolne obiady , trzy kolejne upieczone ciasta ( lo Matko powiecie ) , wyglupy dzieciakow na sniegu - ze nie wiadomo kiedy trzeba bylo zegnac gosci .
Jak w poniedzialek rozmawialam z Tomkiem, to powiedzial ze tak dziwnie mu sie pilo ta poranna kawe. Bo ostatnio to - a to dzieciaki szczebiotaly w salonie , a to ktos z doroslych wyspany zszedl na dol wiedziony zapachem kawy . Nawet Brenda nie ma humoru . Dziwnie sie pije te kawe w samotnosci. Nie slychac szurania papuci po podlodze , smiechow na gorze , ciaglego spuszczania wody ( w koncu byla nas dziewiatka, a Tomek palil w kominku jak oszalaly to i wciaz sie pilo hektolitry czegokolwiek hehe )....... nic tylko cisza wibrujaca w uszach .
No ale doszlam do pewnych konkluzji po tej wizycie. Po pierwsze - sofa rozkladania w loftstua - bo nie zdzierze tych materacy, ruszyc sie nie ma gdzie a pokoj wyglada jak sala sypialna w schronisku na Chocholowskiej . A ze ja predka jestem co niemiara , to pomimo ze dopiero kilka dni minelo ja juz pozbylam sie dotychczasowej skorzanej nierozkladanej sofy i olbrzymiej lawy szklanej. Niech sluza teraz komus innemu . A ja mam czas do nastepnej wizyty znalezc cos fajnego do siedzenia i jednoczesnie do spania. Lawe zrobie sama , tzn. zdizajnuje jedna taka , co to zalega mi na dole . Kiedys ja tam kupilam , baaaa nawet sama do mnie przyjechala bo poprzednia wlascicielka miala jej juz serdecznie dosc .Wytre ja papierem sciernym, przemaluje, zawoskuje i bedzie jak znalazl . Po drugie - nigdy wiecej stresu . Wszak , ze wiem, dobrze wiem ze przed ich przyjazdem stresowac sie nie musialam . No bo tak doslownie mowiac - w najtkach po domu przy sobie latac mozemy bez zadnej odrazy ( Kuba tu uklon do Ciebie - zajebisty ufoludkowy oddychajacy stroj miales i wciaz Ci go zazdroszcze ) . Nastepnym razem przez tydzien na przod bede uspakajacze jakies lykac , cobym w kolejny obled nie popadla. No i po trzecie - musze ... musimy cos z Tomkiem zrobic , zeby Ci wlasnie goscie do nas czesciej przylatywali. Bo wszak my u nich jestesmy nagminnie i jak sie domyslam - dosc nas chwilami maja . To ich wizyty zazwyczaj raz w roku to stanowczo za malo . Ale z drugiej strony wchodzenie pod biurko - Gosia wiesz o czym mowie - nie bardzo mi sie usmiecha . Wiec trzeba burze mozgow zrobic co na to poradzic . Wszak najstarsza latorosl skonczy niebawem 16tke, ale same dzieci to nie to samo to cala paczka .
A oto zdjecia, ktore za zgoda malgosi udostepnic moge . Sama bylam albo zbyt zajete albo zbyt leniwa ,zeby foty strzelac w owym czasie. Oto nasz swiat widziany oczami moich gosci . Milego ogladania . Buziaki :-)
Jesli ktos wytrwal do konca - order wytrwalosci sie nalezy . Ja bym chyba juz odpadla . Przepraszam , ze z dnia na dzien nowy post , ale tyle mam w glowie, ze az mi sie wylewa. No i musialam to z siebie wypchnac . Milego wieczoru dla wszystkich . Ja mam w planie kapiel , a raczej lezakowanie w wannie . Nie wiem czy pamietacie - zaczelam zrzucac kilogramy . Brzmi wielkopomnie , slabo mi idzie - ale jak na razie to tylko troche cwicze i dietuje , no i dostalam zakwasow . Wiec trzeba to rozgrzac w goracej kapieli . Moze przy okazji wytopie troche tluszczyku hihihi . Buziole .
Ania
Aniu dotrwałam:))) I było mi bardzo fajnie, buzia sie śmiała, slinianki szalały a w głowie burza myśli jak też ta droga z tyloma osobami w jednym aucie wygladała:))) Ale przychodzi czas kiedy goscie wyjeżdżaja i faktycznie ta cisza na co dzień niezauważana...przeszkadza. czegoś nam brakuje, tylko wspomnienia w głowie zostają...do nastepnej wizyty:)
OdpowiedzUsuńMoc goracych buziaków śle:)
Masz racje, niby wreszcie mozesz zalegac na swoim miejscu na sofie - bo sie zwolnilo :-) - ale cisza panujaca wokol wcale nie przynosi ukojenia. Wciaz masz ochote na wiecej . Coz, takie zycie ze raz sie witasz a raz zegnasz
UsuńJa też dotrwałam do końca!
OdpowiedzUsuńWłaśnie przygotowuję sie już myślami do maja, kiedy to będziemy mieć w domu prawdopodobnie 9 dodatkowych osób!Hmmmmm... Tylko, że Ja na pewno nie mam tyle powierzchni mieszkalnej co Ty..... Wczoraj już obmyśliwaliśmy wspólnie kto gdzie będzie spał (i z kim! hihi!). Przed nami komunia naszego średniego dziecięcia i mam to samu już teraz, co Ty przed wizytą Twoich gości......... ;)))
Jak bys potrzebowalam rozwiazan logistycznych - daj znac ;-)
UsuńAleż się uśmiałam czytając Twój post:)Fajnie u Was mieli nasi redzianie:)A tak na marginesie wiem u kogo sobie torcik urodzinowy zamówię:)Piszesz o braku wizyt,rozumiem Cię ale nic na siłę:)Najważniejsze,że masz cudownych przyjaciół,który chcą Cię odwiedzać.A widzę,że i Ty bardzo się nimi cieszyłaś i bardzo wyczekiwałaś.Fajnie,że macie siebie.A gdy zobaczyłam Gosi zdjęcia,to pomyślałam,że mieszkasz,w pięknym miejscu.Pozdrawiam cieplutko!!!A zapomniałam,zapraszam na candy:)
OdpowiedzUsuńWal do Gosi w dym- piecze rewelacyjnie :-) . Zaraz zagladam do Ciebie i na Candy sie zapisuje . Buzka
UsuńAniu i ja dotrwalam :)) i od poczatku miesko pyszne bylo jakby ktos chcial takowe robic, chlebek kazda z nas z tego samego przepisu robi inny i kazdy znika w mgnieniu oka, ciacho nie zdazylas fotki strzelic, bo przeciez moj Piotr i Maciej pochlaniaja slodkosci tak szybko :))
OdpowiedzUsuń....droga do Was to prawda taka sama jak do nas :) i choc bylam drugi raz wydawalo mi sie ze ja czesto u Was bywam .... czulismy sie wszyscy jak w domu ( chyba smialo moge to powiedziec za wszystkich) . Dziekujemy :)). A fotki sa prawie wszystkie Dorotki.
Gosia
Gosia, bo z nami to juz tak jest :-) . Buziaki , buziaki gorace .
UsuńJa również z przyjemnością przeczytałam całość. Jestem z pokolenia ceniącego słowo pisane :):):)
OdpowiedzUsuńSpędziliście wspaniały tydzień, dobrze mieć takich przyjaciół.
Pustka po wyjeździ gości jest bardzo przejmująca... Jednak może częste wizyty by Cię wykończyły, skoro tak się napracowałaś porządkując każdy kąt i przygotowując takie apetyczne przysmaki.
Tylko nie wiem, czy się nie obawiasz, że poczujemy się zaproszone............
Odpoczywaj teraz z robótkami lub książką.
Pozdrawiam cieplutko.
Przyjezdzajcie Tereniu, przyjezdzajcie :-) . Powiem Ci ze te cale przygotowania daja mi tyle radosci , ze moge to robic co tydzien :-)
UsuńAnulko, dobrze,ze napisałas jeden post po drugim- dzis miałam chwilę w pracy i przeczytałam obydwa w kolejności- smutny, potem wesoły...,
OdpowiedzUsuńPróbowalam napisac komentarz juz w pracy, ale komórka była na tyle złosliwa, że mi na to nie pozwoliła.
Nam, zdrowym, które nie znamy tego uczucia, kiedy czekasz naa diagnozę , trudno byłoby wyobrazić sobie co czułas, jak bardzo obydwoje z mezem baliście sie tej jednej, decydującej chwili.
Opisałas nam swoje przezycia bardzo dokładnie, z kazdym słowem czułamnarastające napięcie...z którego na dobra sprawę nie wyzwoliłam sie do teraz...
Na szczescie wróciłas z usmiechem do domu, wypowiadajac te wazne dla Ciebie słowa" Znów mogę marzyć..."
Tego własnie chciałam Ci zyczyc, byś NIGDY nie musiała z marzeń zrezygnować!
Cieszę się razem z Wami:*
Pichć, gotuj, przecieraj meble, kochaj mocno i NIEUSTANNIE MARZ- do końca świata a nawet jeden dzień dłużej:)))!!!!!
Mocno przytulam:*
M.Arta
Oj Marta, nawet nie wiem co mam Ci odpisac . Mam nadziej, ze troche mnie juz rozgryzlyscie , jaka jestem - bo cale moje zycie od ponad roku macie jak na talerzu . Czasami az boje sie tego mojego striptizu emocjonalnego - ze ktos to wykorzysta i bede tylko cierpiec - wszak to tylko internet . Ale jesli tak sie stanie - zaraz zwojam manatki u zwiewam . Ale na razie trafiam na same dobre osoby i jest mi z Wami jak w ulu . Pozdrawiam . Ania
UsuńTa chatka z choinkami na dachu! Malo nie zmarlam jak zobaczylam to zdjecie!Za kazdym razem jak robilismy te trase robilam zdjecie tej chatki.Jak znajde zdjecia z pierwszej wycieczki w tamta strone to wysle Ci zdjecie nr 1 sprzed 13 lat:)Wtedy zapalalam do tej chatki miloscia a choinki byly o polowe mniejsze.W Oslo mam takie swoje rondo,na ktorym tez rosna choinki.Jak przyjechalam do Norwegii to te choinki mialy nie wiecej niz pol metra a teraz sa wielkimi drzewami:))Czas leci a drzewa rosna.Sciskam Cie Kochana!
OdpowiedzUsuńZebys wiedziala , ze czas leci . Choinki rosna....my sie starzejemy . Dzieciaki od pierwszego dnia pialy , ze chca tam znowu pojechac i zobaczyc jak zima wyglada ta chatka. Klem ...klem.. Ania
UsuńJak Ty tak przyjmujesz gości, to ja też chcę do Ciebie przyjechać :)
OdpowiedzUsuńPowiedz tylko kiedy , bede czekac . I pamietaj-u mnie slow nie rzuca sie na wiatr :-) . Usciski Ania
UsuńKochana Aniu jak ja lubię czytać te Twoje posty - a pisz nawet i dwa dziennie :) Po gościach zawsze pozostaje cisza i to uczucie, że czas tak szybko płynie... A te przysmaki tak cudnie wyglądają, że moja dietę szlak trafił i opychałam się ciastkami korzennymi ;) Czekam na zdjęcia tych skarbów, które czekają na odnowienie lub zmianę wyglądu :) Buziaki! Monika P.S. Jak bardzo będzie Ci brakować gości to daj znać - zrobię Ci najazd z moimi chłopakami, po dwóch dniach sama nas wyślesz do domu :P
OdpowiedzUsuńMonika, nie uwierzysz jakie ja tu juz mialam odwiedziny i przezylam. Spoko loko - damy rade .-) . Mowisz ciasteczka korzenne mniaaaaaaaaaaaaamm . Ja mam wlsnie kryzys , mysle tylko o jedzeniu . Dzisiaj np. o 5.45 juz myslalam jaka zupe ugotuje jak z pracy wroce . Ze moze pomidorowka, bo nie tuczaca , bo jej nie zaprawie smietana ani maka - no mowie Ci szok . Ale mam nadzieje ze szybko mi przejdzie to myslenie tylko o zarciu . Buziaki ps. bo przeciez musze wytrwac , lato za pasem , ciuch trzeba z siebie zrzucic :-)
OdpowiedzUsuńA wyobraź sobie Aniu, że nie trzeba wyjeżdzac z Polski, żeby nie miec gości... Wystarczy wyjechac z Włocławka do Ełku ( ok. 400 km) i już się jest skazanym na odwiedziny jednostronne... Jedynie moi Rodzice dają radę... A ci młodsi, dla których teoretycznie powinno byc łatwiej grzeją tyłki u siebie i tylko narzekają, dlaczego ich nie odwiedzamy... Masakra... Post niezwykle apetyczny! Ślinianki pracują jak głupie! Buziaki mocne!
OdpowiedzUsuńJa pamietam czasy , jak bylam mloda to uwielbialam wypady do dalszej rodzinki gdzies daleko..... . Ale to chyba wszystko sie teraz pozmienialo . Ludzie zaczeli byc bardziej wygodni , jezdza juz tylko w miejsca , ktore mozna nazwac ,,wakacyjnymi '''.Bo wiesz - taki wypad do rodzinki to przeciez coagle siedzenie tylko i gadanie. No ale dopuki ni odwiedzisz to sie nie dowiesz . Ale widac nie wszyscy to lubia ;-)
UsuńOj Aniu, ale było wesoło u Was, nie doczytała się tylko, kto był oprócz tej Gosi u Ciebie wśród tych 9 osób, to byli sami znajomi czy rodzinka też? a zresztą nieważne, pięknie u Ciebie jest i jesteście bardzo gościnni, jak to mówia "gość w dom Bóg w dom" ja tez bardzo lubie przyjmować gości i odwiedziny, pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńTo byli sami przyjaciele, ale Oni sa dla mnie jak rodzina . Wiem, ze rodzina powinnismy nazywac tylko tych , z ktorymi lacza nas wiezi krwi - ale Oni sa dla mnie rownie wazni . Zawsze moge na nich liczyc . A we wspomnieniach milych i dobrych chwil sa zaraz na pierwszych miejscach . Wiec czesto mowie o nich jak o mojej rodzinie . Zajmuja duzo miejsca w moim sercu .
UsuńPo pierwszym akapicie pomyślałam: "oto nadarza się okazja żeby się bezczelnie wprosić"
OdpowiedzUsuńpo drugim, gdy wyobraziłam sobie Ciebie odsuwającą ten brodzik i ta groźba na końcu, że dla każdego Ty tak... żal mi się zrobiło i... moja bezczelność mnie opuściła ;-)))
We mnie smakosza sylte na pewno byś nie znalazła... choć... w sumie lubię próbować "tutejszej" kuchni ale już sama wzmianka o salcesonie no jakoś... yy... nie ;-)))
Za to cały opis/post baaardzo mi się spodobał... Już wczoraj otworzyłam ale było jakoś po północy i jego długoś faktycznie - odrobinkę mnie przeraziła... Ostatnia myśl przed snem była jednak o Tobie bo mnie ciekawość zżerała ;-)))
A jeszcze o odnośnie powyższego komentarza... wiem jak to jest gdy przyjaciele jak rodzina lub lepiej pisząc zamiast rodziny... wiem....
Buziaki i uściski zasyłam...i obiecuję, że w ten weekend już w końcu na maila odpiszę ;-)))
Dziękuje za odwiedziny i dobre słowo.
OdpowiedzUsuńTwój dom , Twoja rodzina ...pięknie było zagłębić się w lekturę i na chwile przenieść do magicznego dla mnie domu..(pomijając bardziej przyziemne sprawy jak ślinotok na widok Twych wypieków wszelakich).
Przywracasz wiarę w ludzi....
Podziwiam Cie za cierpliwość do przygotowania tego norweskiego jedzonka. Naprawdę wygląda smakowicie :) Ja też zawsze pucuję chałupę przed przyjazdem gości a mąż ostatnio namawiał na zakup dodatkowej sofy rozkładanej, bo już ma dość materacy :)
OdpowiedzUsuńWitaj :) po długim czasie i ja tu zajrzałam i również dotrwałam do końca . Ania mięso,chlebek,ciasta i wogóle wszystko to były poprostu pyszności i smaki dziecińswa :) Ale najlepsza była atmosfera Gosia wypowiedziała się za wszystkich co i ja potwierdzam czuliśmy się u Was jak w domu baaa nawet lepiej niż w domu ,poranne kawy na piżamach , wspólne wieczory przy grach...czasem małe wojny i wielki śmiech :) Czuliśmy się u Was cudownie DZIĘKUJEMY!!!!! Dorota
OdpowiedzUsuń