środa, 29 stycznia 2014

Bo przyjaciol ma sie tylko jednych

Po grozie jaka Wam ostatnio zgotowalam - a Bog mi swiadkiem nie mialam takiego zamiaru - bedzie to lajtowy poscik . A co - takie tez mi sie przeciez zdarzaja . Tylko chyba wyjdzie mi raczej tasiemiec a nie post . Drugi post w tym tygodniu  , no ladnie , ale szaleje .

To , ze mieszkamy na koncu swiata wiecie. To , ze rzadko ktokolwiek nas odwiedza - pewnie nie wiecie. I pomimo , ze z moich obliczen droga z Norwegi do Polski jest tej samej dlugosci co z Polski do Norwegi to tym mieszkajacym w Polsce wyliczenia wychodza calkiem inne . I tu uwaga do Malgosi , ktora zapewne bedzie czytac ten post - Gosiu , absolutnie , absolutnie nie o Was tu chodzi . Przeliczalam wszystko dokladnie kilka... ba .... kilkadziesiat razy i zawsze wychodzi mi to samo . Bo i cena i kilometry i czas na przejechanie . Oj, tu klamie - bo czas z Polski jest krotszy a i podroz tansza - bo samolotem. A my mamy psa - wiec podroz samolotem nie wchodzi w gre . Samochod....prom....samochod ..... dwa dni w jedna strone . Ale ilez bym tlumaczyla to i tak Ci w Polsce zawsze maja swoje zdanie. Czasami probuje byc ,,dobra ciocia z ameryki '' - chce kupic bilety.....etc - nic nie pomaga . Kilka dobrych lat slysze - slabe moim zdaniem - wymowki . Czy powinnam sie uodpornic i przestac pytac - kiedy przyjedziecie do nas ? Niech mi ktos powie - czy obowiazek odwiedzania rodziny  ma ZAWSZE i tylko ZAWSZE ten , co to wyjechal ????? Ech.... trudne to zycie. Ale ktos kiedys madrze powiedzial - nie da sie miec wszystkiego . I chyba dlatego mamy naszych przyjaciol - nie wszystko , ale dla nas bardzo , ale to bardzo wiele .

Fakt , pucowalam dom jak wariatka. Poscieli to myslalam , ze mi zabraknie - bo ,, kupa '' przyjechali hehe . Ale takie odwiedziny to cos, po czym potem dojsc do siebie nie moge bardzo dlugo . Nie , nie od sprzatania - od tej pustki , co to po Nich zostaje , od ciszy co grzmi w uszach az boli . Jedni mowia, zeby przed odwiedzinami nie sprzatac , bo i tak nabalagania . Lepiej ,, po '' . Ale ja do tych nie naleze i latalam ze scierka jak szalona. Kompletowalam reczniki , dolewalam mydla do dozownikow , sprzatalam lazienki . A prysznicowa kabine to nawet na srodek lazienki wysunelam i pod spodem mylam. No chopla dostalam calkowitego . Niczym perfekcyjna pani domu :-) . I zeby tym co to czasami mnie czytaja , a i odwiedzic im sie raz od wielkiego dzwonu zdarza to wyjasnie od razu - na Wasz przyjazd tez tak sie przygotowuje :-) .

Zeby tego bylo malo , to jeszcze zaczelam zastanawiac sie - czym ja ich przyjme, no musi to byc cos norweskiego. Po dlugich rozmowach z moimi norweskimi kolezankami doszlam do wniosku , ze przyszedl czas na zrobienie po raz pierwszy Sylte . To cos w rodzaju polskiego salcesoniku , tylko to ani wygladem ani smakiem go nie przypomina. Na poczatku najwiekszym problemem wydawalo mi sie to - czym ja go docisne. Bo powinno sie uzyc specjalnej praski , a ja takowej nie posiadalam. Po krotkiej wymianie zdan z dziwczynami doszlam do wniosku ze :
1. albo docisne to cos kostka brukowa , ktora to zalega moje podworze . Owine ja w folie aluminiowa i wystaczy
2. albo skocze do salonu po jakies polano - moze sie nada
3. albo dopasuje ,, cos '' odpowiadajacego wielkosci foremki i postawie na wierzchu beczke z ukiszona kapusta
4. albo....albo....sama nie wiem juz co .

Typowe Sylte robione jest z miesa wieprzowego , ribbe - czyli boczku z zeberkami , nozek ..... Ale ile perfekre husmor tyle przepisow . Ja postanowilam swoje zrobic z ribbe i piersi indyka . Zabralam sie do tego na calego . Najpierw kilka razy obejzalam wszystko w necie , przygotowalam wszystko no i oczywiscie musialam cos zdizajnowac . No bo powiedzcie same - czy jest sens gotowac dobre miesko tylko w wodzie z mala iloscia przypraw ??? Dla mnie byloby to jawne marnotrastwo . Tak wiec dodalam wszystkie warzywa jakie dodaje do wywaru na zupe i miesko pyrkotalo sobie dwie i pol godziny ( zupe potem na tym wywarze ugotowalam ze palce lizac ) .  Trzeba Wam wiedziec , ze produkujac ta oto wedlinke trzeba miec rece z azbestu . Bo po ugotowaniu kroi sie je na plastry jak jest takie wprost z wody u uklada w foremce tzw. keksowce jedne na drugich . No i przesypuje mieszanka przypraw zmieszanych z zelatyna na sypko . No i po krotce wytlumaczylam co i jak . Ja uzylam mieszanki :
1. galki muszkatalowej
2. majeranku
3. imbiru
4. tartych gozdzikow
5. pieprzu
6. ziela angielskiego
7. 1,5 lyzeczki zelatyny w proszku













 I tak do wylozonej foremki folia aluminiowa ukladalam warstwy - najpierw tluszczyk , ale bez skorki i przesypywalam mieszanka . A takze polewalam odrobina wrzacego wywaru , zeby to jakos sie skleilo i utworzylo odrobine galaretki wokol . Calosc zawinelam folia szczelnie , a na wierzchu zaczelam z moimi eksperymentami ,, przyciskowymi '' . Koncem koncow na wierzchu postawilam wielki gar z bigosem , ktory wczesniej ugotowalam - bo i tak miesiwo musi stac 24 godziny w zimnym miejscu . A perspektywa wstawienia foremki z beczka kapusty na wierzchu do lodowki wydawala mi sie raczej malo mozliwa do zrealizowania .



Jako , ze zostalo mi ribbe - czyli fajniusiego boczusia postanowilam upiec kolejny norweski specjal - czyli Gløgg marinert ribbe . A po Polsku boczek marynowany w glogu . A ze glog posiadalam - jak kazdy , kto lubi popijac go w zimne zimowe wieczory , albo na pikniku na dworze - wykonanie owej wedlinki nie przyspozylo mi trudnosci . Przepis latwy, do wykonania dla kazdego . W garnuszku nastawiamy glog , dodajemy do niego lisc laurowy , ziele angielskie i mala cebulke pokrojona w kosteczke , tak samo pokrojona marcheweczke i seler  .  Gotujemy na malutkim ogniu przez 5 minut . Potem zalewamy ribbe goracym plynem i marynujemy godzine - dwie . Po umarynowaniu wstawiamy do pieca. I to cala filozofia . Wychodzi bosko dobry , lekko slodkawy i piekna skoreczka . Palce lizac .









A ze bylo mi wciaz malo , a piekarnik chodzil - nastawilam w tak zwanym miedzyczasie chlebek . Oczywiscie z przepisu Malgosi . I poszlo tasmowo .



Wedline mialam gotowa, chlebek tez - teraz czas przyszedl na cos slodkiego . Wyjelam wszystkie ksiazki jakie mialam , bo zadanie bylo na tyle trudne , ze Malgosia to mistrz w pieczeniu ciast i cala Reda u niej zamawia swoje wypieki :-) . Szukalam..... szukalam.... wybieralam , zeby w koncu uzmyslowic sobie , ze Verdens Beste czyli  Kvæfjordkake bedzie najlepsze na te okazje . Fakt , ze okazalo sie , ze my - czyli cala dziewiecioosobowa ferajna potrafimy wtrachnac cale to ciasto na raz licytujac sie przy tym komu nalezy sie dokladka i powinnam upiec takie ze trzy - to juz inna para kaloszy . Ale jakos tego zdjecia to nie zrobilam - jak to mozliwe ???

A ze noc zdawala sie nigdy nie konczyc - tuz przed pierwsza  nie wytrzymalam i zeszlam do spizarni po sylte . Minelo wszakze dopiero osiem godzin ale co mi tam. Jak mialo sie udac to sie udalo . I mialam racje :-)






No i przyjechali . Ale to co zobaczylam jak wjechali na podjazd zmrozilo mnie calkowicie. Stakkars goscie . To , ze sie zmieszcza u nas w aucie bylo mi wiadome od razu , ale to ze bedzie tam siedzialo 8 osob z kierowca plus bagarze - to ani przez minute i tym nie pomyslelismy . Niektorzy przez prawie 300km nie mieli jak sie rozebrac , niektorzy nogi przestawiali na komende - raz...dwa....trzy hop  . Niektorzy jedyny widok jaki mieli przed oczami to swoj kask narciarski . Herregud tego nie przewidzielismy . Bylo pojechac z przyczepa . No ale juz po ptokach - jak to ja mowie . Dojechali szczesliwie to najwazniejsze .

Tydzien minal jak z bicza strzelil. Narty - Bogu dzieki za brak wypadkow . Spacery - Bogu dzieki za wspaniala pogode i mnostwo sniegu . Wieczorne gry - Rummikub podczas ktorego o maly wlos nie doszlo do czwartej wojny swiatowej ( Kuba Calm Down ..... ) . No i kalambury - po ktorych o maly wlos a bielizne musialabym zmieniac . No bo jak pokazac buszujacego w zbozu ?????? Tomek - jestes miszczu :-) . I tak lecialy minuty za minutami , Tequila Sunrise za Tequila ........ rozmowy przy kominku , wspolne obiady , trzy kolejne upieczone ciasta ( lo Matko powiecie ) , wyglupy dzieciakow na sniegu - ze nie wiadomo kiedy trzeba bylo zegnac gosci .

Jak w poniedzialek rozmawialam z Tomkiem, to powiedzial ze tak dziwnie mu sie pilo ta poranna kawe. Bo ostatnio to - a to dzieciaki szczebiotaly w salonie , a to ktos z doroslych wyspany zszedl na dol wiedziony zapachem kawy . Nawet Brenda nie ma humoru . Dziwnie sie pije te kawe w samotnosci. Nie slychac szurania papuci po podlodze , smiechow na gorze , ciaglego spuszczania wody ( w koncu byla nas dziewiatka, a Tomek palil w kominku jak oszalaly to i wciaz sie pilo hektolitry czegokolwiek hehe )....... nic tylko cisza wibrujaca w uszach .

No ale doszlam do pewnych konkluzji po tej wizycie. Po pierwsze - sofa rozkladania w loftstua - bo nie zdzierze tych materacy, ruszyc sie nie ma gdzie a pokoj wyglada jak sala sypialna w schronisku na Chocholowskiej . A ze ja predka jestem co niemiara , to pomimo ze dopiero kilka dni minelo ja juz pozbylam sie dotychczasowej skorzanej nierozkladanej sofy i olbrzymiej lawy szklanej. Niech sluza teraz komus innemu . A ja mam czas do nastepnej wizyty znalezc cos fajnego do siedzenia i jednoczesnie do spania. Lawe zrobie sama , tzn. zdizajnuje jedna taka , co to zalega mi na dole . Kiedys ja tam kupilam , baaaa nawet sama do mnie przyjechala bo poprzednia wlascicielka miala jej juz serdecznie dosc .Wytre ja papierem sciernym, przemaluje, zawoskuje i bedzie jak znalazl . Po drugie - nigdy wiecej stresu . Wszak , ze wiem, dobrze wiem ze przed ich przyjazdem stresowac sie nie musialam . No bo tak doslownie mowiac - w najtkach po domu przy sobie latac mozemy bez zadnej odrazy ( Kuba tu uklon do Ciebie - zajebisty ufoludkowy oddychajacy stroj miales i wciaz Ci go zazdroszcze ) . Nastepnym razem przez tydzien na przod bede uspakajacze jakies lykac , cobym w kolejny obled nie popadla. No i po trzecie - musze ... musimy cos z Tomkiem zrobic , zeby Ci wlasnie goscie do nas czesciej przylatywali. Bo wszak my u nich jestesmy nagminnie i jak sie domyslam - dosc nas chwilami maja . To ich wizyty zazwyczaj raz w roku to stanowczo za malo . Ale z drugiej strony wchodzenie pod biurko - Gosia wiesz o czym mowie - nie bardzo mi sie usmiecha . Wiec trzeba burze mozgow zrobic co na to poradzic . Wszak najstarsza latorosl skonczy niebawem 16tke, ale same dzieci to  nie to samo to cala paczka .

A oto zdjecia, ktore za zgoda malgosi udostepnic moge . Sama bylam albo zbyt zajete albo zbyt leniwa ,zeby foty strzelac w owym czasie. Oto nasz swiat widziany oczami moich gosci . Milego ogladania . Buziaki :-)











Jesli ktos wytrwal do konca - order wytrwalosci sie nalezy . Ja bym chyba juz odpadla . Przepraszam , ze z dnia na dzien nowy post , ale tyle mam w glowie, ze az mi sie wylewa. No i musialam to z siebie wypchnac . Milego wieczoru dla wszystkich . Ja mam w planie kapiel , a raczej lezakowanie w wannie . Nie wiem czy pamietacie - zaczelam zrzucac kilogramy . Brzmi wielkopomnie , slabo mi idzie - ale jak na razie to tylko troche cwicze i dietuje , no i dostalam zakwasow . Wiec trzeba to rozgrzac w goracej kapieli . Moze przy okazji wytopie troche tluszczyku hihihi . Buziole .

Ania

wtorek, 28 stycznia 2014

Strach ma wielkie oczy

Nie wiem, czy to zgodne z prawem , ale w koncu przerwe w pracy moge wykozystac jak chce - w koncu pije tylko kawe :-( . Z braku , totalnego braku czasu napisze ten post, a przynajmniej jego jakis kawalek w pracy i zapisze w roboczych . Musze to zrobic, bo inaczej nigdy nie zaczne , bo po prostu czas mnie zaczal nienawidziec. Tzn. ten wolny czas. Moze to i dobrze . Bo glupoty w glowie mi sie nie plegna. Ale zaraz ...od poczatku .

Poranek , poniedzialek tydzien temu . Pelna chata , Oni jeszcze spia, chociaz slysze , ze na gorze cos szura . Wstalam pierwsza . Najpierw prysznic , modelowanie wlosow , ktore zreszta scialm chyba na swoje umordowanie . Skonczylo sie mycie , pojscie spac z mokrymi a potem tylko chyc spinka albo gumka i gotowa bylam do wyjscia. Nic z tych rzeczy - teraz musze je ,, modelowac '' jak to dumnie nazywaja. No coz . Ale wrocmy do tematu . Nie spalam dobrze , mysli targaly mna juz od niedzieli wieczora . Znowu to przezywalam . Te same czarne scenariusze , tylko z ta roznica ze wiedzialam juz co moze mnie spotkac jesli okaze sie........... . Wstal Tomek, tez chodzi struty . Boi sie chyba zaczac rozmawiac . A ja boje sie podrozy , ze znowu bedziemy milczec....jak wtedy . A to do cholery ponad 200 km drogi , snieg sypie , nic nie widac . Krece sie po kuchni , mala kawa, wciaz cisza. Prawie gotowi do drogi . zeszla z gory Malgosia -,, Ania , trzymaj sie, wszystko bedzie dobrze '' . Nie potrafie sie uodpornic na zle mysli , ale mowie ze ,, napewno '' i usmiecham sie . Wychodzimy . Snieg wciaz pada. W aucie cieplo , bo Tomek wczesniej go wlaczyl jak odsniezal wokol domu . Jazda okazuje sie nie taka zla, bo Tomek mial plan - zagadac mnie na smierc. Obmyslamy tygodniowy plan dla naszych gosci , zeby sie nie nudzili . Wspominamy niedzielny wypad na narty , bo przeciez bylo cudownie. Obagadujemy wszystkich jak jezdzili , zasmiewamy sie chwilami do rozpuku . Kilometrow ubywa , jak nigdy dotad . Chociaz ostatnich - jak sie potem w drodze powrotnej okazalo - wcale nie pamietam. Nie pamietalam , ze mijalismy roboty drogowe , ze polozyli ,, chopki '' na drodze , ze bylo zwezenie. Bylam myslami gdzies indzie . Tylko ja wiem gdzie bylam .
Przyjezdzamy o czasie , probujemy znalezc miejsce na parkingu , w koncu nam sie to udaje. Metry dzielace nas od kliniki staja sie kilometrami . Tomek mnie uspakaja , ale to nie pomaga . Wciaz strach jest silniejszy niz myslalam. Potem juz rutyna. Po wyjsciu z windy - rejestracja . A tu zong - nie ma mnie na liscie pacjentow na dzien dzisiejszy . Ale to nie problem, rejestratorka przeprasza jeszcze raz , ze mam dlugo przerwe pomiedzy badaniami a wizyta u chirurga . Nic nie szkodzi , moze wyskoczymy gdzies . Dostaje jak zwykle dokumenty do wypelnienia . Pytania - standart : czy byl rak w rodzinie , czy ja juz mialam wczesniej , gdzie , co .... ile ....jak sie czuje....czy teraz cos mam....podpis . Czekam , czekam na wezwanie . Rozgladam sie po poczekalni . Niektorzy sami , niektorzy z rodzina. Na twarzach jednych maluje sie spokoj, inni sa przerazeni . Znam ten wyraz twarzy i ciekawa jestem sama jak wygladam. W telewizji leci jakis program , gapie sie ale nie wiem co widze. Nie moge sie skupic . Slysze swoje nazwisko , lapie torbe ..... uscisk dloni i zaproszenie na badania . Jedno badanie..........drugie........ . Dziekujemy , prosze poczekac na pierwszy wynik . Wracam , chyba jestem zielona , bo Tomek dziwnie sie na mnie patrzy . Probuje sie skupic , ale te minuty wydaja mi sie wiecznoscia. Bedzie dobrze - zobaczysz . Probuje w to wierzyc . Probuje, uwierzcie mi . Po chwili slysze znowu wolanie . Kurka , cos znalezli . Inny gabinet , ciemno w pokoju. Juz wiem, ze bede miala biopsje, juz wiem ze znowu cos znalezli . Juz wiem, ze strach mnie teraz nie opusci . Rozbieram sie , klade . Instrumentariuszka przygotowuje mnie do zabiegu . Po chwili lekarz podaje mi reke, pyta czy wiem co beda mi rozbic , ze nie powinnam sie bac , ze to nie taki duzy bol . Wiem wszystko . Mialam juz biopsje ......... 5 razy .......... wiem o czym mowia. Spocona wychodze z zabiegowego . Tomek pyta co sie stalo, co mi robili . Opowiadam . mamy czekam na wizyte u chirirga. No to teraz mam mola. Teraz to sie napewno nie uspokoje . mamy ponad dwie godziny do wizyty . Tomek wpada na ganialny pomysl - jedzmy do Ikea , chcesz tam kupic przeciez len na posciel. Ide zapytac do rejestracji czy mozemy , ale slysze ze jakis pacjent nie dotrze i chyba wskocze na to miejsce. CZekamy pol godziny . Konczy nam sie bilet parkingowy , mowie do Tomka , zeby polecial przedluzyl . A On na to , ze ,, a jak cie wezwa w tym czasie ?? ''. Mowie, ze a moze i dobrze, bo jak ostatnio ze mna byles w srodku u lekarza to uslyszalam straszny wyro . To moze teraz jak Cie nie bedzie to nic sie nie stanie, uslysze dobre wiesci . Glupoty gadalam , sama nie wiem co . Tomek pobiegl najszbciej jak potrafil . Po chwili, doslownie po kilkunastu sekundach slysze w glosniku swoje nazwisko . Mysle - niemozliwe, juz maja wstepne wyniki biopsji ?????? Ide po niebieskiej lini , szukam pokoju z numerem 4 . Droga dluzy sie, mijam az dwa zakrety , gdzie jest ten cholerny pokoj . Ide sama , Tomka ze mna nie ma , cholera , dlaczego akurat teraz . Chirurga znam, to Ona mnie operowala, to ona caly czas opiekowala sie mna na chirurgi . Ma przed soba otwarty komputer, na ekranie moje dane . Rozbieram sie, badanie ...... , ,, piekne blizny , ladnie sie zagoilo , prawie nie ma sladu na skorze po radioterapi '' . Jest z siebie dumna ?? Chyba . Minuty sie dluza , okazuje sie ze nie ma moich wynikow z biopsji . Doktor wychodzi , szuka lekarza ktory robil mi badanie. Ja siedze jak ta glupia , oslupiala ze strachu w gabinecie i czekam. Czekam , zeby uslyszec najpier ,, och, mijalam twojego meza , ale go nie poznalam '' . A po chwili ,, ze wstepnych ogledzin moge ci obiecac , ze na 99% to nic groznego , nie boj sie . Jak przyjda wyniki to zaraz do ciebei zadzwonie . Ale to napewno nic . '' . Napiecie opada , czuje jak sie zaczynam czerwienic , to z nerwow . Dostaje kilka wskazowek , rade mam robic dalej i zegnamy sie - do zobaczenia za rok . A gdyby cos sie dzialo to od razu dzwon . Standart . Wracam do poczekalni jak na skrzydlach . Moge marzyc !!!!!! Moge dalej planowac !!!!!!!! Moge dalej byc zwariowana i szalona, moge przenosic gory , moge starzec sie z godnoscia - bo mam na to czas . Mam czas !!!!!!!!!!!!!!!!!
Juz nic nie chcialam, nie chcialam wypadu do Ikea . Nie chcialam nic . Chcialam tylko wrocic do domu . Wyskoczylam zza rogu i z wielkim bananem na mordzie rzucilam sie Tomkowi na szyje . Moze to glupio wygladalo, bo inni siedzieli smutni . Ale mam nadzieje, ze wiecej osob tego dnia dostalo dobre wiesci .
Droga do domu to byl moment . Proba zapomnienia wszystkiego co zle, proba zapomnienia ze moglo byc inaczej .

Post bez zdjec, kolejny post , ktory pisze zeby pamietac . Zeby nie zapomniec . Ale nie chce do tego wracac , tak jak do zdarzen sprzed ponad roku . Rok 2012 byl dla nas straszny . 2013 nie lepszy . Ten, ktory sie zaczal przynosi nam same dobre wiesci . I oby tak bylo dalej . Kocham zycie , kocham miejsce gdzie postanowilismy zapuscic korzenie. Kocham spokoj , jaki otacza nas kazdego dnia. I nie chce , zeby cokolwiek zburzylo ten spokoj . Jestem zdrowa . I tej mysli bede sie trzymac przez kolejny rok .

Milego dnia , spokojnego , cieplego i napawajacego otucha Wam zycze . U mnie snieg wali , jest bialo jak w snieznej krainie . To idealny czas na otulenie sie pledem i marzenie , marzenie o czysm dobrym i przyjemnym .
Ania

niedziela, 12 stycznia 2014

Nowy Rok - nowe plany i marzenia

Piatek - moim zdaniem najlepszy dzien tygodnia . Tego dnia od rana  juz wiesz , ze jak wrocisz po pracy czeka cie tylko leniuchowanie - az do poniedzialku . Niedziela - moim zdaniem dzien , w kotrym od rana zastanawiam sie ile czasu mi zostalo do poniedzialkowego sygnalu budzika :-(

Tak siedze i marzy mi sie ,, gruszczonka '' . Tak u mnie mowi sie na kompot z suszu . Opilam sie jej jak bak u tesciow podczas Swiat ( nawet bylo mi dane ja samej ugotowac  ) , ale widac wciaz mi malo . Wspomnienie swiat mnie wlasnie pachnie ,, gruszczonkowo '' .

Minal kolejny rok , dla mnie - dla nas - byl poniekad wyjatkowy . Probowalismy - oboje z Tomkiem - wyjsc z traumy po mojej chorobie . Dlugo dochodzilam do siebie , ze by w koncu zrozumiec ,ze moge byc w tym odsetku kobiet ktore juz nigdy nie uslysza podobnej diagnozy . Teraz juz mysle inaczej , planuje... marze i marzeniom tym nie ma konca . Uwierzycie , ze ja juz planuje wakacje - przelom lipca i sierpnia CHORWACJA :-) nowu :-) . Ale pomimo , ze rok byl trudny - radioterapia , powolny powrot do zdrowia , powrot do pracy , to rok uwazam za udany . Skonczylismy prace przy wejsciu glownym do domu , powstal przepiekny murek ze skarpa . Tomek zrealizowal swoj kolejny projekt - dolny taras - zwany weranda. Przyznam sie bez bicia bylam sceptycznie nastawiona co do tego projektu . Jak nasza sasiadka obdarowala Tomka pozostalosciami po starej , stuletniej stodole - On juz wiedzial co z tego zrobi . Nie zadne tam lampy czy polki, ze zadne tam meble - uroil sobie taras na dole . No i jest .

Latem mielismy wnuki az caly miesiac dla siebie . I uwazam , ze byl to najwspanialszy misiac w tym roku :-) . Obawy czy sobie sami poradzimy ? Pewnie , ze mielismy bo kto ich nie ma . Ale i my dziadkowie i one spisalismy sie na medal. Bylo kilka guzow i otarc naskorka, ale bez wiekszych wpadek . Dzieci oddalismy w calosci po dlugiej podrozy samochodem , a potem promem. No i psiaki , oj to byl tez wyjatkowy czas . Brenda plus stukot 40tu malych nozek . Jak teraz patrze z perspektywy tych kilku tygodni, to naprawde mielismy kupe pracy z nimi . Teraz ich nowi wlasciciele zarzucaja nas zdjeciami co to ich pupile wyrabiaja . Rosna zdrowe i widac , ze sa szczesliwe . Od wtorku jedna z suczek znow mamy u siebie. Jej pani ciezko zachorowala, musi przebywac w szpitalu . Cala rodzine maja kilkaset km od siebie , wiec nie maja mozliwosci podrzucenia jej komus na ten czas . Postanowili , ze lepiej bedzie jak znajdzie sie inna rodzina, ktora ja pokocha.  W Norwgi, a moze i na calym swiecie - tego nie wiem - obowiazuja szczegolne warunki sprzedazy i odpowiedzialnsci za psa , ktory wyszedl z dobrej hodowli . Ten kto kupil psa musi wspolpracowac z hodowca, ma obowiazek informowac go o problemach z psem, o chorobach , o dalszej odsprzedazy. Ale kij ma tez dwa konce - hodowca , jesli dowie sie o zlych warunkach panujacych w nowym domu szczeniaka ma prawo odebrac psa nowemu wlascicielowi. Tak wiec ci ludzie od razu skontaktowali sie z nami z prosba o pomoc . Teraz my opiekujemy sie Alanya i probujemy znalezc jej nowy dom . Czujemy sie odpowiedzialni za los naszej suni . Fakt - mamy urwanie szelek w domu, bo i Brenda i Alanya byly tak za soba stesknione , ze caly pierwszy dzien szalaly az nie mialay nawet czasu i ochoty na jedzenie . Ale lepiej ze sunia jest u nas, a nizeli mialaby spedzac cale dnie sama w domu . Zreszta Alanya zaraz od nas wyjedzie , bo znalazla sie rodzina , ktora chce ja NATYCHMIAST :-)

Nowy Rok - nowe mozliwosci . Plany ? Pewnie , ze sa . Wakacje - o nich juz pisalam . Nowy plot - mysle ze w tym roku za niego sie zabierzemy . Wyglada zalosnie, bo rok temu jedna czesc rozebralismy i tak zostal, bo byly wazniejsze rzeczy do zrobienia . Dokonczenie podjazdu do garazu - kupilismy za malo zwirku i zabraklo . Potem przyszla zima i DPD czyli dupa panie , dupa . Musze kupic kilkanascie moze nawet ze dwadziescia krzewow aroni , bo chce nimi obsadzic podjazd . W poczatkowej fazie marzen byly jakies iglaki, ale dlaczegoby nie miec korzysci smakowych  przy okazji orgazmu ocznego ? Hvorfor ikke ? Wiosna zielony z bialymi kwiatkami , potem czarne kulki na tle czerwonych listkow  . Miodzio :-) I wiem, ze nie przemarzna - bo jeden krzak juz mam .

Planow cd . Wyjazd - w koncu -  do Kristiansand . Gadamy juz o tym od lat . I nic . Wciaz sa inne kierunki , wciaz czasu malo . Ale w tym roku obiecalam sobie, ze tam pojedziemy . Moze na Påske ? CZemu nie . Albo w maju - tez jest troche wolnego . Mam ochote tez na droge troli , na Røros , na Svalbard ...... Jest tego troche . Co wiecej ? Odgracenie dwoch pokoi na dole . Uzbieralam tam tyle mebli do odrestaurowania , ze umeblowalabym nimi caly dom . Jest kilka komodek , lawy , kredensy , sekretarzyki , stoliki do kawy .. . Wszystko przygotowane zeby malowac i przecierac. No i lampy , siwczniki ..... Palnuje zabrac sie za to juz w lutym .  Oj, wiem ze napewno cos sie mi jeszcze  ,, urodzi '' . Bo ja bez ciaglego planowania i marzenia w nieskonczonosc nie bylabym soba . I niech juz tak zostanie . Amen .

No a teraz to , co tak bardzo mnie ucieszylo , kiedy otwieralam listy i paczki od Was .

Najpier najpiekniejsza karta jaka w zyciu dostalam . Zrobiona jest recznie , haftem krzyzykowym i wyglada trojwymiarowo . Do tego szydelkowe gwiazdeczki i mikroskopijego rozmiaru lyzwy . Dziekuje  Malgosi czyli Zosi Samosi










Potem dostalam cudne sciereczki , tez robione na szydelku . Bawelna, ktora moge prac bez problemu w pralce , nie bojac sie ze sie skurcza . Sa w przecudnych kolorach , ale nie wszytskie je tu mam . Po prosu byly za ladne, zeby lezec w mojej szufladzie . Dziekuje Agnieszce z Lawendowego Kredensu




No i lampiony - no te to sa dopiero majestatyczne . Piekne w swojej prostocie . Umieszcze je po obu stronach drzwi tarasowych od zewnatrz . Dziekuje Agnieszce z Agnetha Home





I nie wiem , co mi wyjdzie z wstawianiem tych zdjec , bo powiedzmy ,, bawie '' sie Windows 8 . Uff, to cos nowego dla mnie i nie tylko dla mnie . Tomek siedzi przy nim  i wciaz slysze z pokoju ,, jyppiii, udalo mi sie, ale to fajne '' .

I jak to w niedzielny wieczor bywa czas zaparzyc dobra herbate , zasiasc w wygodnym fotelu i.......... porozmawiac o planach . Albo zaczytac sie w ciekawej lekturze . Za oknem -15 , chyba wrocila zima. Ma padac snieg przez caly tydzien. Oby, bo Malgosi i dzieciakom narty obiecalam . Obiecalam tez, ze iglo na podworzu zbudujemy . Juz nawet myslalam, ze powinnam snieg z gor zaczac zwozic , bo co obietnica to obietnica . Mam nadzieje , ze napada tyle , ze zbudujemy ten sniezny domek . Jak tylko nam sie to uda , napewno do niego wlize i sweet fote strzele .

Koncze , cieplego i przytulnego wieczora zycze . Ania

ah, zapomnialabym . Na niektorych blogach podpisujecie sie tylko nickiem . Chcialabym znac Wasze zdanie - czy tylko mnie jest tak trudno pisac do kogod, kogo tak naprawde trudno mi nazwac ? Lubie zwracac sie po imieniu , taka osoba staje sie dla mnie wiecej ,, czlowiecza '' a nizli pusty nick , nic czasami mi nie mowiacy .

niedziela, 5 stycznia 2014

Trzy tygodnie bez internetu - da sie :-)

Jak siegam pamiecia... a te pamiec wsteczna mam dobra ( w porownaniu z krotkotrwala ) - nie przypominam sobie , abym kiedykolwiek ...gdziekolwiek...jak kolwiek pozwolila sobie na rozstanie sie z wirtualnym swiatem na tak dlugo . I gdzie nie przebywalam akurat , czy to w Chinach, czy Wloszech , Francji...Egipcie... Chorwacji ....Polsce - Nigdy tak dligo nie odpisywalam na maile czy nie sledzilam FB . Nie wspominawszy o Blogowym swiecie. Potrzebowalam tej przerwy . Chyba wszyscy potrzebujemy . I jak slysze , ze bez neta po prostu sie nie da zyc - to uwierzcie - DA SIE :-) . To byly wspaniale trzy tygodnie podrozowania po Polsce, spedzania czasu z rodzina, z najlepszymi na swiecie przyjaciolmi . Malgosiu, Piotrze dziekuje Wam za to , za to ze wciaz z nami jestescie .

Mialam duzo czasu na przemyslenia , duzo czasu na wspomnienia, duzo czasu na porownania . Ostatnie Boze Narodzenie spedzilismy w Polsce w 2007 roku i wydaje mi sie ze bylo to wieki temu. Ale zaraz, po malu .

Byly Swieta , dostalam mnostwo zyczen, zyczen od Was, od osob ktorych tak naprawde nie znam. Ktore tak naprawde sa dla mnie takimi wirtualnymi osobkami, ktore odwiedzam w ich domach za posrednictwem internetu . I jakbyscie mnie zapytaly jaki kolor ma Wasz salon czy jakie firanki wisza w Waszej sypialni zapewne od razu bym odpowiedziala-pod warunkiem , ze kiedys wrzucilyscie takie zdjecie czy opis na bloga . I mimo , ze tak namacalnie nigdy u Was nie bylam , to moge powiedziec , ze troche sie znamy. Znam Was z komentarzy , pozwolilyscie mi na poznanie swojej duszy - a to juz bardzo duzo . I dlatego te zyczenia na Swieta czy Nowy Rok byly dla mnie tak milym zaskoczeniem.... ze pamietalyscie. A ja zniknelam , nic nie mowiac nikomu , nie piszac , nie informujac , nie chwalac sie. Coz , juz taka jestem. Od dawna w moim zyciu nie istnieja schematy . Od dawna w moim zyciu na wszystko musze dlugo czekac . Od dawna w moim zyciu mieszka nadzieja. I dlatego tak nagle ... tak po prostu pojechalosmy na wakacje do Polski . Ze nawet choinki w domu nie zdazylam ubrac . Ze nawet nie sprawdzilam pogody w Polsce i jak glupia zabralam tylko grube rzeczy , a potem musialam kupowac cos co dawalo sie nosic przy 10 na plusie ( nowa garderobo witaj hehe ) . Nie pisalam nigdzie, bo po prostu boje sie . Boje sie zapeszac , boje sie o to co bedzie . Ale juz jestem , wzoraj wrocilam cala i zdrowa . I chce Wam zlozyc zyczenia .

Zyczyc Wam chce przede wszystkim spelnienia marzen , bo bez nich zycie jest niczym . Zycie bez marzen jest puste , bezbarwne i mroczne. To marzenia sprawiaja , ze chce nam sie wstac rano z lozka, ze chce nam sie czekac ... czekac na cos wysnionego . I tych wlasnie marzen Wam zycze . Nie wazne czy to zdrowie, czy kasa, czy nowa kiecka czy 20 kg mniej . O to sie dla Was modle .

No a teraz postanowienia Noworoczne. Macie ? Ja mam , no bo chyba kazdy ma. Po tej cholernej chorobie , bo siedzialam dlugo na ,, tylku ,, i po prosu robilam ,, nic '' przybylo mi tu i tam . No i zapewne mnie tu zganicie, ale zrzycilabym troche . Ale ja tak kocham gotowac i jesc . To jedno z moich hobby . Ale postanowilam poprawe , nawet mate do cwiczen w Polsce kupilam i DVD z cwiczeniami . Pilka ogromna juz napompowana tez czeka , a  dzisiaj w salonie na gorze odkurzylam steper i jak dobrze pojdzie to jutro zaczynam. Wiem , ze kondyche mam slaba - ale probowac trzeba. Ba, nawet sobie juz owsianke ugotowalam na jutro do pracy :-) i swoje duszone jabluszka przygotowalam. Mam motywacje - bo lato juz tuz tuz i rozebrac sie bedzie trzeba. A ze plan na te wakacje mocny to wziac sie za siebie musze . I takie to oto Noworoczne postanowienie sobie wybralam. Nie wiem jak Tomek , ale tez cos przebakuje o odchudzanie, no ale jak tak patrze na to jego polegiwanie na sofie i pojadanie chipsow to cienko to widze . Wiem , ze jak to przeczyta ( a przeczyta , bo sledzi bloga namietnie ) to bedzie afera, ale co mi tam :-) .

Prezenty - oj bylo tego troche . Bo jednoczesnie zeszly sie i zamowione wczesniej paczki od dziewczyn z niejednego bloga. Ale byly i niespodzianki . Dostalam najpiekniejsza na swiecie karte Swiateczna , haftowana...cudna . Pokaze ja pozniej , jak znajde czas na fotografowanie . ta karta z zyczeniami byla nielada niespodzianka . Dzikuje za nia. No i ksiazki...mnooooostwo ksiazek .Dostalam tez paczke z lampionami , ze sciereczkami....dlugo by wymieniac . Niebawem pokaze to wszystko .

Rodzina . Wreszcie spotkalismy sie wszyscy . Bylo wspaniale .Ale patrzac na upywajacy czas tak sobie mysle , ze jednak wcale mnie tam nie brakuje. Rodzina chyba przyzwyczaila sie do tego, ze mnie nie ma. Rozczarowana jestem ? Chyba nie . Juz od jakiegos czasu to czuje, ale chyba to koszt tego , ze wyjecham , ze mnie nie ma na wyciagniecie reki . Coz , nie mozna miec wszystkiego . To byl moj swiadomy wybor  i nie mam prawa sie smucic z tego powodu . Tylko najbardziej brakuje mi mojej corki i wnuczek . I z tym pogodzic sie trudno . Pozostaje czekanie . Coz , taki los .

Przyjaciele . Ich Bog mi sprezentowal jako zadoscuczynienie wszystkim moim slutkom . Jesli mieliscie lub macie przyjaciol to wiecie o czym mowie . Tylko szkoda , ze sa tak daleko i ze tak rzadko mozemy sie widywac. Ale juz za dwa tygodnie to Oni do nas przyleca i wiem , ze bedzie wspaniale . Zreszta jak zawsze .
Polska . Teraz mielismy duzo wiecej czasu , aby moc podpatrywac co dzieje sie w naszym starym kraju . Czytalam gazety , sluchalam rozczarowanych ludzi . I wiecie co - nie spotkalam nikogo, kto byly zadowolony z obecnej sytuacji . To zle , bardzo zle . I pytania - czy kiedykolwiek tak wrocimy  ? Czy bedziemy potrafili tam jeszcze kiedykolwiek zyc ? Coraz czescie myslimy o tym , aby zamieszkac w Polsce jak przejdziemy na emeryture , ale to tak odlegly czas... Czy Polska nas wtedy zaskoczy , ale mile ? Wszystko wyglada tam tak kolorowo , pieknie - ale chyba nie jest za rozowo .

Dom . Wszedzie dobrze ale w domu najlepiej . Podrozowanie jako takie  z podrozowaniem po Polsce nie dla mnie wiele wspolnego . Wszyscy jada tak jakby mieli ochote za chwile cie zabic. Musisz miec oczy wokol glowy i wciaz sie kontrolowac . Masakra . Dziwne ograniczenia , ktorych prawie nikt nie respektuje, wszyscy na ciebie trabia, pokazuja srodkowy palec . Lo matko, nerwy trzeba miec zdrowe . Juz wiem, ze nie wolno mi przepuszczac piszych , bo moge zostac zlinczowana, ewentualnie ktos zakupi na moje konto laleczke wooduu i bedzie potem wbijal w nia szpilki . Po prostu musisz byc jak i oni . Albo sie dostosuj albo gin .dzieki Bogu , ze dane nam bylo wrocic do domu calo i zdrowo . Chodze teraz z gory na dol , piore , susze , ukladam do szaf . I jestem cala w skowronkach ... ze juz w domu jestem .

I tak oto konczy sie opowiesc o mojej tulaczce swiatecznej , o spotkaniach dalekich i bliskich , o szczesciu bycia w ,, kupie '' z rodzina . Nie wspomnialam o mniej lub bardziej wygodnych lozkach , ale tego wspominac chyba nie powinnam ( Malgosiu, Wasze jest de best ) . Nie wspomnialam tez o panice jaka widzialam w oczach biegajacych po galeriach , ale to chyba tez mniej wazne . Najwazniejsze , ze juz wrocilam. Ze moge zajac sie tym , na co czasu ostatnio wcale nie mialam. Nie wstawilam zdjec - bo po prostu czasu mi bylo szkoda na to . Ale sie poprawie - obiecuje .

Nawet nie mialam czasu spojzec, co dzialo sie w swiecie blogowym . I za to bardzo przepraszam. Od jutra zaczynam nadrabiac zaleglosci . Spokojnej nocy . Szaaaaaaaaaaaaa . Ania