wtorek, 18 listopada 2014

Wciaz w biegu

Nie nadazam zrywac kartek z kalendarza . Dopiero byl lipiec....co ja gadam - dobrze pamietam poprzednia zime, jakby to bylo przedwczoraj . A tu juz polowa listopada . Ja dobrze sie jeszcze nie otrzasnelam z ostatniej wystawy , a tu juz w sobote Julemesse . Jak dobrze pamietacie, rok temu tez tam bylam i probowalam wepchnac norwegom polskie smaki . Chyba poszlo mi nawet dobrze . W tym roku zrobilam wiekszosc takich samych produktow, z ta roznica ze mialam prawie 5 kr aroni z wlasnych krzakow . I polaczylam je z jablkami , no i wyszly wspaniale dzemy . No i sok a jablek i aroni . Zaopatrzylam sie w sokownik . Kupil mi go jeden norweski znajomy , ktory juz nie mogl sluchac mojego pojekiwania ,, gdzie ja to kupie w tym dziwnym kraju ?? '' . Akurat kolo niego byl jakis loppis i w stercie staroci wypatrzyl dla mnie sokownik. Fakt , ze ma z piecdziesiat  lat , ale sok wyszedl idealny. Teraz musze sie tylko zabrac za cwikle, bo ta cieszyla sie w zeszlym roku wielka popularnoscia . Zmienilam tylko ,, stroj'' opakowan. W tym roku postanowilam , ze bedzie bardzo naturalnie. Zakupilam wiec papier pergamin , arkusze kartonu w kolorze lnu , maszynke do nitowania , nity , sznurek - kilometry sznurka ...... i poszlo. Chce sloiki wyeksponowac na skrzynkach , takich po jablkach czy dynamicie hehe. Troche pietrowo , troche niedbale. Duzo galazek jedliny , szyszki . Na posmakowanie drzemow nie bede piekla juz ciasteczek . Wkurzalo mnie jak ludzie zamiast probowac i kupowac potem sloik , albo odejsc z niesmakiem - wszystko jedno - nabierali cale talerzyki rogalikow i sie zajadali. Ba- nawet pytali , czy moga wziac na wynoc do domu . Tak, norwedzy tez potrafia byc pazerni, mimo ze kieszenie pieniedzmi maja wypchane. Uwielbiaja wszystko co jest za darmo. Teraz upieke vafle czyli norweskie gofry . Mam taka typowa ,, ichnia '' gofrownice , w ksztalcie serduszek polaczonych razem w kwiat. Wiec je bede dzielic na male czesci . Oszczedzi mi to stania w kuchni  na dzien przed jarmarkiem i pieczenia przez pol nocy.

Swiateczny Jarmark tuz tuz , a tu zimy ani widu ani slychu. Popruszylo kilka dni temu , a teraz pada tylko deszcz i przechodza mgly marznace . Szok . Czy ja mieszkam w gorach ? Nie zebym od razu tesknila za odsniezaniem , ale dosc juz mam tego smutnego krajobrazu. Na moje hobby czasu nie mam . Meble stoja juz pietrowo- te moje i klientow, bo to im obiecalam , ze umaluje. Dobrze , ze nie obiecywalam terminu.

Biednie jakos bez zdjec, ale co ja poradze jak czasu na to nie mam . Pochwalic by sie tez wypadalo tym i owym.... O prosze, dostalam juz pierwszy prezent mikolajkowy - pana Sw. Mikolaja w rozmiarze 120 cm !!! Bedzie stal przed wejsciem . Kurcze, jest piekny. Ma wspanialy czerwony plaszcz, w reku trzyma latarnie. jest wzrostu mojej mlodszej wnuczki . I ma sweter we wzorek ,, czeski idiot '' . Tak my go nazywamy ,a to popularne raby . Juz nie moge sie doczekac, kiedy go przed dom wystawie. Aby do pierwszego grudnia .

W szkole tez masakra. Myslalam, ze bedzie ,, miodzio'' , a tu zakuwactrzeba, wciaz prace domowe, referaty . I skad ja mam bracwolny czas ?

Nie obiecuje kiedy, ale zaraz po Jarmarku Swiatecznym wrzuce foty .
Pozdrawiam
Ania

wtorek, 28 października 2014

Gjenbruk - czyli po norwesku nie wyrzucaj daj temu nowe zycie :-)

Czas plynie , a ja wciaz nie odrobilam zaleglosci z wakacji i pozno letnich poczynan. Ale postanowilam dac temu troche czasu - na nudniejsze dni kiedy to sie nic nie dzieje. Haha u mnie nic sie nie dzieje , dobre :-D  . W kazdym badz razie mam niezle urwanie glowy obecnie ( niekotrzy doskonale o tym wiedza ) . I jako , ze siedze obecnie na zwolnieniu lekarskim - to tylko zapalenie stawu ramieniowego i barku - postanowilam sobie odrobic troche zaleglosci . Chociaz reka boli , to postaram sie w skrocie opisac to i owo.

Najpierw zalegle info o moim zdrowiu - Spokojnie, to znowu tylko male cysty, ktore zostaly ,, odessane '' podczas biopsji i ma byc OK.

W takzwanym miedzyczasie pojawilam sie na Gjenbruk messe , ktora organizowal norweski FRETEX to i owo o owym . Bylam tak spanikowana , ze ostatnie noce przed wystawa ( a bylo nas tylko osemka wystawcow z naszego okregu ) , ze wcale nie spalam - tylko myslalam. DZien przed wystawa pojechalismy sie rozstawic i trwalo to 4 godziny !!! Masaka - myslalam . Co bedzie jak bedziemy sie musieli pakowac, uffff . Ale moj kochany Tomasz przy pomocy kolegi Rafala pomogli mi to wszystko spakowac do wielkiej przyczepy i dwoch samochodow typu kombi . Sama bylam zaskoczona, ze tyle tego nazbieralam. Kilka dni wczesniej wrzucilam info do naszego lokalnego fb , ze to i owo bede miala do pokazania i mnostwo osob planowalo mnie odwiedzic na wystawie. Podnieceniu dodawal fakt , ze gosciem Fretexu miala byc jedna z autorek ksiazki Sjarmerende Gjenbruk  - Ellen Dyrop tu link do bloga autorki . Bylam tak podekscytowana , ze poprosilam jedna z szefowych Fretexu , zeby - jesli oczywiscie moze - sprobowala zdobyc dla mnie na jakiejs kartce jej autograf . Co sie po ktorce okazalo, ze Ellen chce przyjsc do mnie osobiscie i mi pogratulowac, bo duzo o mnie slyszala i ogladala film o mnie . Jessssssuuuuuu , ale mi cisnienie podniosla kiedy weszla po kilku godzinach na sale i skierowala sie bezposrednio do mnie. Usciskom nie bylo konca ( szkoda , ze nie ma zdjeci, ale akurat nikog nie bylo ze mna ) , gratulacjom tez. Dostalam mnostwo wskazowek co zrobic ze swoim talentem ( haha talentem ) i jak isc dalej do przodu, zeby nie stac w miejscu . No i pomyslalam, ze ona pojdzie dalej gratulowac innym, ze chce im sie babrac w starych smieciach , co to ludzie zazwyczaj wyrzucaja - ale nie , odwrocila sie na piecie i wyszla z sali . Widzialm te miny i nie bylo mi do smiechu . Ale coz, czy to moja wina ??

No to teraz sobie poogladajcie. A fakt faktem - malo bylo pozniej do pakowania .








































 Po wystanie posypaly sie propozycje wspolpracy , mam mnostwo zamowien na malowanie. Kilka mebli juz mi dowieziono , kupilam kilka szpulek po kablu - na dole domu przejsc sie nie da.  No coz - jak sie powiedzialo A to trzeba powiedziec B .

A czasu mi brakuje, bo poszlam sobie do szkoly , doksztalcic sie, zeby nie stac w miejscu . Na stare lata uczyc mi sie zachcialo. Powiem szczerze, ze na poczatku bylam wielka optymistka, a teraz gdy materialu do nauki przybywa pytam sama siebie - po co ci to bylo kobieto ???? !!!

A pozatym to mamy piekna jesien - jak nigdy. Snieg spald na jeden dzien, ale stopnial . Dzisiaj mamy 14 na plusie - wierzyc sie nie chce. Dobra , wracam do lekcji , bo mam mnostow zadane .

Pieknego i cieplego dnia zycze.
Ania







środa, 17 września 2014

Manko , czyli niedostyt rzeczy mniej waznych

A teraz przyznam sie bez bicie - post lezal juz jakis czas w wersjach roboczych . Brakowalo tylko zdjec. Tylko.... latwo powiedziec . Nawet na to czasu nie mam. Wiec puszczam post prawie bez zdjec - a niech tam . A jak juz dojde do siebie to nie bede pisac nic tylko powstanie post z samymi zdjeciami . Obiecuje . Ale to juz po dwudziestym . No a teraz prosze.....


Mam manko w pisaniu , manko w spaniu , manko w opowiadaniu , manko w sprzataniu , manko w koszeniu trawy , manko w dbaniu o siebie , w prasowaniu ............ jest tego troche. Ah no i manko w odpoczywaniu :-(, bo pomimo , ze  wrocilam z wakacji to ostatnio ciagle jestem zmeczona. Ale to minie . Nie mam tylko manka w czytaniu, bo od ostatnich tutaj bytnosci przeczytalam wszystkie dostepne w jezyku polskim ksiazki Åsy Larsson , Åsy Lantz , dwie ostatnie ksiazki Jø Nesbo . Nie mam tez manka w sadzeniu krzewow w moim ogrodzie ........ale po woli, po kolei .

Bo jak to OTTO spiewal ,, ...wakacje .... znow beda wakacje....  '' czekalam na ten dzien jak wariatka. A ze w tzw. miedzyczasie zrobily sie i u nas tropikalne upaly to czekanie to bylo wprost nie do zniesienia. Slonce palilo , pracowac sie nie chcialo . Coz , taka kolej rzeczy . Korzystalam wiec z kazdej okazji , zeby podsmazyc swoje cialo i przygotowac je na chorwackie promienie . Szlo mi calkiem niezle, bo Tomek powiedzial ,, to po co my mamy jechac do Chorwacji, skoro ty juz taka brazowa jestes '' . Chyba chcial zaoszczedzic hehe , ale sie nie dalam . Lezalam tak na tarasie i ukladalam plan na wyjazd, szykowalam liste zakupow w Polsce i czytalam jak glupia. Do swojego warsztaciku zagladalam tylko od czasu do czasu , bo malowac po prostu mi sie nie chcialo . Ale w jakis magiczny sposob powstala szafka telefoniczna, jaka zapewne kazdy z nas mial w domu w latach siedemdziesiatych . Jakaz ja jestem szczera - nie chcialo mi sie , ale taka jest prawda. Wlokl sie za mna jakis len, nie wiem sama czemu . Bogu dzieki , ze byly upaly , to trawa malo rosla i kosic jej trzeba nie bylo . Usychala na naszch oczach i nawet podlewanie nic nie dawalo. Ta nasza ziemia na kamieniach jak przeschnie to za pieruna wody nie wchlania. Plynie toto po niej jak po foli , i tyle. Wiec dalismy sobie spokoj . Mamy teraz czarne plamy i juz .

W ostatnim tygodniu przed wyjazdem bylam tak podekscytowana jak jakas dziewica. Jakkbym to ja nigdy w Cro nie byla . Ale ten wyjazd mial byc wyjatkowy . Mielismy wreszcie dotrzec na Peljesac i to z naszymi przyjaciolmi . Sami ,, starzy '' , zadnych dzieciakow , laba , luz , wino i spiew . I kurka wodna tak wlasnie bylo . Najpierw kilka dni na pomorzu , male zakupy , pakowanie i ..... nadejszla ta wielkopomna chwila - wyjazd . Przed nami bylo dwa tys km . Start mielismy niezly - bo juz po przejechaniu 20 km na obwodnicy trojmiasta stanelismy w korku i tak tkwilismy dwie godziny . szacuneczek dla panow poliscjantow , ze nie przyslo im do glowy  zeby scholowac samochodzik na lewy pas :-( . Potem poszlo juz gladko - A1 , slask , winietki , Czechy , Austria , Slowenia ....non stop jazda , bo sie wymienialismy. No i dopadlo nas w Sloweni . Tomek juz usypial , jechal na czuja ( tak mowil , no i ze malo pamietal ostatnie km ) , wiec Gonia wsiadla jako kierowca . I tak sobie siedziala, od czasu do czasu wrzucajac na jedynke ;-( wrrr . Tomek obudzil sie po dwoch godziach prawie i pyta , ile juz przejechalismy -  my na to , ze niecale trzy km !!!!!!! Wpadl w szal ? Nie skadze, po prostu zapytal ile do granicy i czemu nie szukamy alternatywnej drogi i innej granicy ???? O my dupki wolowe , pomyslalam. Mie wiem czemu . I nie wiem , dlaczego szlag nas nie trafil jak jeden gosc objechal sobie koreczek przez stacje benzynowa, wpasowal sie przed nas i powiedzial mile ,, sorrryyyy ''. Oj, tego juz mielismy dosc . Krotki czeking mapy ( starego atlasu ponad 10 letniego wrrrr ) , nastepny zjazd i chyc na inna granice, bo okazalo sie ze ten korek ma prawie 80 km . No to w takim tepie to my tu cale dwa tygodnie spedzimy , zamiast na Peljesacu .

I tu nas spotkala niespodzianka , bo chociaz Slowenia w Uni jest to i tak bez kontroli paszportowej i otwierania samochodu sie nie obylo . Coz , taki to ich urok tych Slowencow . Potem poszlo gladko , ale nie zadlugo . Bo juz w okolach Zagrzebia obie drogi sie zeszly i dojechali Ci z korka ze Sloweni . Szlo jak po grudzie, wiec zaraz za pierwszymi bramkami na autosradzie ostro zjechalismy na stacje beznynowa i rozbilismy oboz na trawniku . A co :-) . Polskie ogorki malosolne, ktore Gosia zakisila za piec dwunasta , kanapki ze sznycelkiem i blogie lenistwo . Nogi mialysmy spuchniete jak balony , a przed nami setki km drogi . Gdy ruszylismy w miare uplywu czasu i zjadrow na prawo i lewo autostrada pustoszala. Zastanawialam sie , czy na Peljesac tylko my jedziemy ????? Wszak , ze to koniec swiata , ale ...... . Prowadzilam ja , wiec za duzo sie nie rozgladalam . Pozatym znalam trase az do Splitu , ale Piotr strzelal foty ile sie dalo .

Gnalismy na zlamanie karku , bo chcielismy zdazyc na przedostatni prom . Byla tez alternatywa - jak nie zdazymy to jedziemy przez Bosnie . No ale znowu granica, znowu trzepanie , strata czasu..... . tak wiec gnalam i gnalam i nikogo za kierownice wpuscic nie chcialam . W Ploce bylismy 45 min przed odplynieciem . No to zadowoleni z siebie bylismy co niemiara, nawet czasu na foty starczylo. No bo przeciez pierwsze palmy ukazaly sie naszym oczetom :-P . Prom jak prom , pol godziny i bylismy w Trpanj . Fajna , mala , przytulna miescinka z chyba najlepsza pizza jaka jedlismy na polwyspie . Ciagle ja wspominamy . Bo nie tylko wlosi potrafia ja wypiekac , chorwaci tez sa w tym dobrzy . Jeszcze kupilismy pierwszy chlebek i po pietnastu minutach ukazal sie naszym oczom wyczekiwany , uteskniony , wysniony Dingac Borak . Podaje nazwe tej miejscowosci z wielka doza niepewnosci - czy powinnam . Powinnam wrecz napisac , ze jesli ktos dotrze do tunelu , a za nim zobaczy drogowskaz - nigdy .... przenigdy .... absolutnie nie wolno mu skrecac w lewo !!!! Najlepiej niech zawroci i pojedzie gdzies indziej . To raj , raj na ziemi . Wiocha nieziemska , na ktorej konczy sie droga , dalej juz nie ma nic . Miejsce dla takich nudziarzy jak my -  tylko wino , cykady , wyjace nocami i podchodzace pod dom kojoty , dwie konoby z najlepszymi kalmarami na swiecie . Zyc nie umierac . No i dlatego nie chcialo mi sie wracac do tej mojej Norwegi . Mieszkalismy nad samym morzem , obok plarzy . Z domku byly schodki wprost na prywatna plazyczke , z ktorej mielismy zejscie do wody . Jardan - cieplutki , jak nigdy . chociaz czasami po poludniu fale byly jak na Havajach . I tu powinnam skonczyc i zatopic sie we wspomnieniach .





Minelo ponad pol godziny , moge pojsc dalej . Planow jako takich nie bylo, byl tylko Dubrovnik . i jako ze dnia czwartego miala byc pogoda w tzw. kratke - troche deszczu, troche chmur - postanowilismy wybrac sie na wycieczke. Troche ponad 100 km , to w koncu nie tak daleko . Wyjechalismy raniutko, ale w polowie drogi wpadlismy w korek , ktory dzieki Bogu rozladowala policja puszczajac nas gorska drozyna posrod winnic i laskow . Dubrownik - co tu gadac - piekny, dostojny . Chociaz oboje z Tomkiem stwirdzilismy , ze bardziej klimatyczny jest Split . Coz ilu ludzi tyle opini. Po wiecej info mozna przeczytac w wikipedia .

Caly Peljesac jest bardzo ciekawy . Miasteczko Ston posiada taki ,, europejski - chinski '' mur . Nie bede sie o tym rozpisywac , zapytajcie doktora google . W okolicy sa hodowle ostryg . No i winnice.....winnice......oj, chyba sie zapedzilam. Tak , Dingac , Plavac to najpopularniejsze wina z tego regionu . Dingac byl dla mnie na ostry , za mocny w smaku , ale Plavac i Mali Plavac - w nich sie chyba zakochalam. I nie tylko ja . Biegalismy do sasiadow z trzy litrowa banka, ktora codziennie nam napelnial . Nie liczylam ile tego wina przelalismy , ale bylo tego troche . Idac dalej - Korcula - oj, bardzo podobna do Splitu  - to taki Dubrownik w miniaturze . Ciasne uliczki , mnostwo sklepikow rekodzielniczych . No moglabym tam zamieszkac . Chyba skoncze z tymi opisami , zdjecia zrobia za mnie reszte - tylko w nastepnym poscie .

Fakt faktem , ze wyjezdzac nam sie nie chialo . I wiem jedno , za rok tam wracamy - bo nawet wentylator u wlascicieli apartamentu juz zostawilismy . Bywalismy juz w Chorwacji . Zachwycilam sie kilkoma miejscami , ale tam na Peljesacu znalazlam raj , raj na ziemi . Chociaz nie wiem, czy kazdemu by sie tam podobalo, bo to jednak nadal taki zapomniany kawalek Chorwacji. W wielu mijescach czas jakby sie zatrzymal na latach 60tych , jest mnostwo opuszczonych budynkow , czasami troche smieci , ale .............. dla mnie jest bomba . No i nie ma tych gwarow , jak nad polskim morzem czy innych duzych kurortach . Chociaz moja kochana siostrzyczka byla tez w Chorwacji kolo Zadaru i tez twierdzi , ze byla w raju . A ja mysle, ze kazdy z nas ma taki swoj raj gdzies na ziemi . Ba.... nawet kilka takich rai - rajow - czy jak to sie zwie . Bo ja czasami tez mowie , ze tu w Norge mam tez ten swoj raj na ziemi :-)

W drodze powrotnej z Polski do domu male zakupy - 20 krzakow aroni . Tak, wiem ze to zabronione przewozic do Norwegi krzewy z ziemia, ale tyle pisza o nas Polakach - przemystnikach ze postanowilam wiecej nie cierpiec za niewinnosc i tez cos przemycilam. A co .-) A ze ja dusza niespokojna jestem , to odpoczac Tomkowi dalam tylko dwa dni i od poniedzialku zaczelo sie kopanie i sadzenie . A ze ziemia norweska lekka nie jest , to potrzebny byl poltorametrowy lom o wadze 10 kg albo i wiecej . I wiecie co - i tak sie wykrzywil . Fakt faktem , ze aronie mialy rosnac rowniutko ale wyszlo jak zawsze - ze rosna w miejscu gdzie sie dalo wykopac dolek . Cale szczescie , ze nie mam w okolicy wscibskiego sasiada, ktory juz czeka z pytaniem ,, a dlaczego tak nierowno ????? '' . I oto wualla foty - jak to Tomek mowi dumny ze swojego nowego telefonu - w jakosci HD :-) - ale na to poczekac bedzie trzeba ;-P

Dobra , zanudzamy dalej . Lato sie konczy , a ja wciaz lapie ostatnie promienie slonca , chocby na stopach . Sofa z palet bardzo nam sie przydala w tym roku, bo lato mielismy juz od maja to trzeba bylo gdzies zlec nasze grzeszne ciala na sieste . tomek niejednokrotnie pochrapywal sobie wygodnie na tarasowej sofce popoludniami . I wciaz tam polegujemy poczytujach gazetki czy ksiazke. Ale to chyba ostatnie dni , kiedy mozemy z niej korzystac , bo jest coraz chlodniej. Pozatym popaduje non stop i latamy z tymi poduchami do domu i z domu . Co do promykow slonca , to Tomek przezywa powolne tracenie opalenizny jak przyslowioa mrowka okres . Jeczy , ze blednie i co on bidulek ma na to poradzic . Juz planuje kolejne wakacje hehe. Ale fakt faktem opalenizna zaczyna sie luszczyc . Szukam w sieci jak ja zatrzymac , ale to chyba niemozliwe . Smarujemy sie czym sie da, ale i tak sie luszczy . W Polsce pewnie zaczelabym chodzic na solarium, ale tutaj ??? Jak pomysle o lezeniu pod lampami piecdziesiatkami !!! ( dacie wiare ??? ) przez przynajmniej pol godziny to juz mam dosc . tak , tutaj sa inne przepisy i niedopuszczaja do powstawania raka skory. Wiec mamy tylko same przestarzale urzadzenia , na ktorych od lezenia dupa boli . Pol godziny minimum, zeby cos tam wzielo ??? Masakra . Ale znam takie psychopatki, ktore leza na nich caly rok na okraglo . Mozna ? Mozna , a co .

Boszeeee , moglabym tak dzisiaj pisac i pisac, tyle sie dzialo . Ale chyba juz skoncze . Oj , nie. Jeszcze jedno . W tym tygodniu odbedzie sie u nas Gjenbrukmesse na corocznym Fårefestival na kroty zjezdzaja sie ludziska z calej Norwegi . To taki festival  , cos na podobienstwo naszych dozynek tylko ze u nas swietujemy zarzynanie jagniatek i zajadanie sie swietna jagniecina .Podczas wlasnie tego festivalu odbedzie sie wystawa , na ktorej ludzie moga sie dowiedziec ze rozne rzeczy mozna wykorzystac ponownie . I jako , ze juz mnostwo ludzi wie , ze przerabiam meble i rozne inne takie zostalam zaproszona . Bede miala swoje stoisko , na ktorym bede mogla pokazac / sprzedawac swoje przerobione klamoty . Uzbieralo sie tego ostatnio troche. Chce tez zabrac ze soba troche niegotowych rzeczy i je tam dokonczyc - taki maly pokazik . Malowanie , przecieranie , woskowanie , moze jakies napisy .... Zobaczymy co z tego sie wykluje . Zrobili nawet ze mna krotki filmik . I wlasnie z tego powodu nie spie, denerwuje sie i cale dnie spedzam na przerabianiu na nowe .  A teraz koniec i basta . Bo przyznam sie bez bicia , ze po raz kolejny sklecam posta w przerwach w pracy juz od trzech dni . Mam tylko nadziej, ze rektor w szkole nie kontroluje naszego dostepu do sieci i nie sledzi czasu spedzonego na necie. Ja chyba juz wariuje, od tego czytania kryminalow hehe .

A jutro ............... jutro jade na biopsje....kolejna. Znowu cos znalezli w ilosci trzy sztuki . Trzymajcie kciuki :-)

Ania

wtorek, 17 czerwca 2014

O tym , ze szalenstwo wpisane jest w moj zyciorys

Kiedys , podczas jednego z pobytow w Chinach zostalam poproszona o towarzyszenie przy zabiegu w klinice kosmetyki estetycznej . Moja kolezanka po prostu sie bala sama tam pojechac . Jako ze klinika chinska wowczas przwyzszala nasze rodzime ( byl to rok 1998 ) pojechalam tam nie ukrywam z ciekawosci  . A ze czekalo mnie nudne siedzenie jeden z chinczykow pracujacych w recepcji zapytal mnie , czy ja nie mam ochoty na jakis zabieg . Uwierzyc nie moglam slyszac to pytanie. Zadnej kolejki ??? Zapisow ?? Toz to ja sie w jakims raju znalazlam. Odpowiedzialam , ze dziekuje , ze za ,, mloda '' jestem i cichutko przysiadlam na kanapie. Ale po dluzszym zastanowieniu wpadlam na genialny pomysl - zrobie sobie tatoo . Od pomyslu do realizacji - piec minut . Zaraz mnie wezwano do pokoiku , pokazano wzorki , zapytano gdzie chce ten tatoo i...poszly konie po betonie . Mile bylo to , ze znieczulono mi reke, wiec tak naprawde nic nie czulam. Dodam , ze na taki tatuaz na cale zycie odwagi nie mialam, wiec zrobilam sobie permamentny . Mial byc na lat 15-20 , potem mial zaczac znikac . A ze zaraz po powrocie z Chin na urlop do Egiptu jechalam, to tatoo troszke zbladl , bo skore chyba ze sto razy po tym urlopie dwutygodniowym zrzucilam . I tak mijaly lata , Az w 2007 roku zaszalalam znowu , ale juz w Norwegi . Moj tatoo wygladal juz jak malowany henna i po prostu sie go wstydzilam. Smok na moim ramieniu byl jakas niewiadomo jaka plama. Postanowilam - woz albo przwoz , robie to , na stale . Dowiedzialam sie gdzie w Sandvika jest najlepsze pod sloncem studio tatoo i raz kozie smierc - poszlam na calego . Ja, babcia - wtedy rocznej - wnuczce . Odbilo mi ??? Tez sie nad tym zastanawialam. To szalone co zrobilam, ale zrobilam to . Smok zial teraz wyraznie z mojego prawego ramienia .

Minelo kila lat . Diagnoza - rak - odebrala mi po trosze moje szalenstwo . Stalam sie bardziej zachowawcza. Twardo stapajaca po ziemi . Nawet lapalam sie na tym, ze za dlugo sie zastanawiam nad niektorymi rzeczami . Pamietam , jak moja onkolog zaraz po radoterapi powiedziala ,, no Annna , a teraz zrob coz szalonego '' . Tjaaaa - pomyslalam . Akurat sie do tego nadaje . Mijal czas , a ja nic . No i nadszedl 26 Maja, dzien Matki , dzien decyzji  . Cos mi odbilo . Jeden telefon - i znowu poszly konie po betonie. We wtorek dnia nastepnego wylam juz z bolu na fotelu w studio tatoo . Nawet Tomek byl zdziwony i chyba nadal jest w szoku , zeto zrobilam . Zreszta ja sama tez . Bolalo ??? Jak cholera, najgorzej na stopie . Bo lydka OK , ale kostka i stopa - gdybym ja to wiedziala :-( to chyba za chiny ludowe bym sie nie zdecydowala. Tak wiec droga Pani doktor melduje - zaszalalam i to na calego .




I tak czas sobie plynie , mamy lato na calego i to nietypowo norweskie, tylko jakies afrykanskie. I tak juz prawie miesiac . Zar sie z nieba leje, az musimy trawnik podlewac . Wiekszosc wolnego dnia spedzam na tarasie i nawet o komputerze czy w ogole sferze blogowej nie mysle. Lapie promienie slonca cala soba. Rok temu bylam po radioterapi , bylo za wczesnie na korzystanie ze slonca. Ale teraz... chyba juz moge :-) Reszta swiata po prostu nie istnieje. A oznacza to , ze chyba nie jestem ualezniona od internetu . Dopiero dzisiaj zaczelam czytac zaleglosci . Duzo sie dzieje , chyba na wszystkich blogach . A u mnie ..... cisza....jak makiem zasial . Zdjec mi sie nie chce robic . Sfokusowalam sie na totalny odpoczynek, na totalne ladowanie bateri . W weekend bylismy na hytte . Przelezalam do gory kolami caly czas . Tylko raz sie podnioslam, zeby pogrilowac . Aha , no i z Brenda poszlam na maly spacerek , zeby mogla sie wykapac w pozostalosciach po potoku - tak jest sucho . Ale na szczescie resztki jeziorka tez ocalaly .  I tyle mojego joggingu . Czytam bezustannie. taka jestem napalona na ksiazki . Pochlonela mnie Åsa Larsson. Wlasnie czytam jej ostatnia dostepna ksiazke . Mam nadzieje ze latem pojawi sie kolejan. Polecam wzystkim .









Strasznie podobaja mi sie tarasy , na ktorych pojawiaja sie rozne regaly z duperelami , starymi motykami, sloikami po przetworach i czym tam jeszcze. Chcialam tez tak, ale sie nie da. Po prostu denerwuje mnie ten natlok roznosci . Zaraz zaczynam sie dusic . U innych na zdjeciach mi sie podoba- ale u mnie to juz nie. Coz, widac chcialaby dusza do raju...... Jutro moze zrobie zdjecia moich tarasow , bo dzisiaj trzeba pomalowac druga warstwe . Po woch latach nadszedl czas na zaimpregnowanie olejem z bejca. Wybralismy kolor Nordisk Tre - Jotun trebitt 9074 tu link do zdjecia . Nie wiem czy ta nazwa cos mowi, ale to kolor starego , zlezalego w wodzie drewna. taki troche szarawy . Nie wiem czy sie przyzwyczaje, ale zobaczymy .

W piatek koniec szkoly , dzieciaki juz czuja powiew wakacji we wlosach . Szkola prawie pusta i dlatego mialam czas to napisac . Ja prawdziwe wakacje zaczynam dopiero w lipcu . I ahoj przygodo :-)

Ania